O Franku Brodzie zrobiło się głośno, gdy otwarcie mówiący o swojej homoseksualnej orientacji nastolatek zdradził, że jest siostrzeńcem premiera Mateusza Morawieckiego. 18-letni dziś Broda nie ukrywa politycznych ambicji, jednocześnie stawia kolejne kroki na ścieżce popularności. W wywiadzie, jakiego Broda udzielił magazynowi "Replika", piszącego o tematyce związanej ze społecznością LGBT+ , mówi o relacjach z rodziną, nauczycielami i rówieśnikami.
Broda, który po wyborze na stanowisko ministra edukacji Przemysława Czarnka głośnio wyraził swoje niezadowolenie i nazwał nowego szefa resortu "jednym z największych homofobów", wspomina, że największe kontrowersje w szkole wzbudzał jego wygląd.
W pierwszej klasie liceum przyszedłem do szkoły z pomalowanymi ustami, wśród uczniów były oczywiście osoby, które dziwnie na mnie patrzyły. To zdarza się zawsze – są znajomi, którzy uważają to za chorobę, którzy sądzą, że to się jakoś leczy i z lubością używają wyzwiska „pedał”. Gorsza reakcja spotkała mnie ze strony jednej z nauczycielek. Widząc moje pomalowane usta na zajęciach, przy całej klasie poprosiła, czy mógłbym to zmyć, bo jej się to nie podoba. Nie chciałem się z nią kłócić, wszczynać burd, zrobiłem to, mówiąc, że następnym razem, jak jej się to nie będzie podobać, to niech zamknie oczy.
Siostrzeniec Morawieckiego nie ukrywa, że również w domu nie czuł się zbyt komfortowo. Głównym źródłem spięć były różnice w poglądach politycznych jego i rodziców. W końcu obie strony uznały, że dobrym rozwiązaniem będzie wyprowadzka 18-latka. Broda twierdzi, że taka sytuacja mu odpowiada.
Mieszkam sam, wyprowadziłem się. Doszedłem do takiego konsensusu z rodzicami, oni zgodzili się na takie rozwiązanie, wynajęli mi mieszkanie. Nie chcę mówić zbyt wiele. To są moi rodzice, niejednokrotnie prosili mnie, żebym o nich nie mówił. Jakoś sobie daję radę. Nie dogaduję się z nimi politycznie, robię wszystko, żeby dogadywać się z nimi jakkolwiek. I tyle. A że jestem buntownikiem od dziecka... to jakoś mi się udaje tak żyć - mówi.
Na pytanie, czy rodzice poznali jego partnera, Franek odpowiada, że ostatecznie do spotkania nie doszło - nie chciał tego jego chłopak.
Nie, ale tylko dlatego, że on nie chciał. Zaprosiłem go nawet na święta, ale odmówił, nie był na to gotowy. A rodziców postawiłem przed faktem dokonanym. Powiedziałem, że zapraszam mojego chłopaka na święta i tyle. Oni nie mieliby chyba dużego problemu, ale... nawet gdyby tak było, to bym powiedział: „Sorry, moje rodzeństwo przychodzi ze swoimi partnerami na święta, a ja nie mogę?”
Jeśli chodzi o dalszą rodzinę, Frankowi nie jest po drodze z poglądami wujka - premiera. 18-latek nie ukrywa, że w jego rodzinie raczej nie rozmawia się o poczynaniach premiera.
Szanuję go jako wujka, to członek mojej rodziny. Jest mi przykro, że ma takie poglądy, a nie inne i staram się w polityce patrzeć na niego po prostu jak na premiera. A z rodziną o tym po prostu nie rozmawiam - podsumowuje Broda.
Chłopak dodaje, że stara się nie zaostrzać sporów wewnątrz rodziny i raczej unika rozmów na tematy polityczne. Z wujkiem kontaktuje się sporadycznie.
Ja z moim wujkiem rzadko się spotykam. On mieszka w Warszawie, ma swoją rodzinę. Gdy w rodzinie pojawi się temat polityczny, ja się wypowiem, ale sam staram się nie wywoływać tego tematu. Patrząc na to co się dzieje w Polsce, to chyba klasyczny, rodzinny przypadek. Wszyscy jesteśmy podzieleni - dodaje.
Jeśli chodzi o preferencje partyjne, Franek Broda nie widzi na polskiej scenie politycznej ugrupowania, które odpowiadałoby mu w stu procentach.
Dla mnie w Polsce nie ma idealnej partii, która pasowałaby do mnie. Najbliżej mi jest jednocześnie do Nowoczesnej i Lewicy. Jeżeli miałbym wskazać osoby, które według mnie mogłyby rządzić tym krajem, to byłby to Krzysztof Śmiszek, a drugą Adam Szłapka - mówi Broda.