Wygląda na to, że Jacek Kurski będzie musiał niebawem stawić czoła gigantycznej aferze z własnym udziałem. Choć w kuluarach od lat mówiło się, że jego rządy w TVP mogą mieć także "ciemną stronę", której dotąd nie wystawiono jeszcze na widok publiczny, to udawało się jednak tłumić wszystkie potencjalne skandale w zarodku. Możliwe, że do czasu.
Zobacz: NIK zaprezentowała MIAŻDŻĄCY raport o gospodarności w TVP. Jacek Kurski nie będzie zadowolony...
W czwartek rano "Gazeta Wyborcza" opublikowała obszerny artykuł na temat tego, jak rzekomo wygląda praca podlegających Jackowi Kurskiemu ochroniarzy. Sytuacje tam opisane są o tyle zaskakujące, że zdaniem autorów reportażu prezes stacji urządził tam "prywatny folwark", a etatowi pracownicy mogli być wykorzystywani m.in. do zdejmowania codziennych trudów z barków Kurskiego i jego żony.
Zobacz też: Kurski Travel w TVP: prezes wyjeździł się po świecie za prawie... 250 TYSIĘCY! Zapłacili podatnicy
Pierwszą opisaną sytuacją jest rzekoma wiadomość od Jacka Kurskiego, który poprosił obsadę ochroniarzy o kupienie cukierków jego małżonce. Nie chodziło jednak o byle jakie słodycze, bo o łakocie znanej firmy, które Joanna miała wymienić z nazwy. Napisała też podobno, gdzie należy je kupić, najwyraźniej chcąc się upewnić, że otrzyma te konkretne, na które akurat miała ochotę.
Miś, czy ktoś może kupić te czekoladki dla mnie w Galerii Mokotów na 0 level w sklepie [tu nazwa marki - przyp.red.]? Za 100 złotych, są na wagę - wybrzmiewa wiadomość, którą Jacek miał przekazać swoim podwładnym.
Lista zadań ochroniarzy Kurskiego miała być jednak wiele dłuższa. Z treści artykułu wynika, że ekipa podlegająca szefowi stacji mogła też wozić i odbierać pranie Kurskich, karmić ich kota, gdy ci byli na wczasach, a także dostarczać Joannie posiłki na życzenie, w tym dwie kanapki, które wieziono jej podobno 20 kilometrów i to służbowym autem w godzinach szczytu...
Weźcie z Kaprysa [tak nazywa się bar w siedzibie na Woronicza - przyp.red.] dwie kanapki i zawieźcie Asi do domu - miał napisać Kurski, co udokumentowano na zrzutach ekranu.
Na obronę Kurskiego poinformowano natomiast, że za prywatne zachcianki miał płacić z własnej kieszeni. Nie dotyczy to co prawda paliwa i kilku innych wydatków wyszczególnionych w artykule, jednak to nie finansowanie miało tu być problemem. Na załączonych screenach widzimy, jak ochroniarze rzekomo robili zakupy dla Kurskich w sieciówkach, informowali Joannę o progresie w karmieniu kota czy pilnie kupowali dla nich zapałki w Wigilię.
"Wyborcza" donosi też, jakoby Jacek Kurski miał rzekomo wykorzystywać pracowników do celów politycznych, typu śledzenie Rafała Trzaskowskiego czy nieprzychylnej mu dziennikarki, która, jego zdaniem, sfałszowała zwolnienie lekarskie, gdy prezes TVP osobiście stawił się w sądzie. Wszystko to w przerwach od innych "ważnych" obowiązków, takich jak kupowanie im płynu do mycia naczyń, ręczników papierowych czy wody San Pellegrino lub Perrier.
Autorzy artykułu skontaktowali się oczywiście z TVP z prośbą o komentarz, jednak początkowo poproszono dziennikarzy o dłuższą chwilę na odpowiedź. Niedługo potem od własnych słów odcięli się główni informatorzy "Wyborczej", którzy w przesłanym oświadczeniu mieli stwierdzić, że "spreparowali je pod wpływem błędu i emocji". Samo biuro prasowe stacji nazywa natomiast sprawę "prowokacją przeciwko TVP".
TVP otrzymała oświadczenie pana [tu padło nazwisko informatora - przyp.red.], przesłane przez niego również do "Gazety Wyborczej", które w zasadzie wyjaśnia wszystkie wątpliwości i jest potwierdzeniem, że otrzymane pytania i planowana publikacja są elementem prowokacji przeciwko TVP - zacytowano wiadomość.
Jesteście zaskoczeni?
W Pudelek Podcast wyznamy, za którą skończoną karierą najbardziej tęsknimy!