W ciągu ostatnich lat ruch "Me too" stał się nie tylko symbolem walki z molestowaniem seksualnym i seksizmem, ale i przedmiotem zażartych dyskusji na całym świecie. Swoimi historiami dzieliły się zarówno osoby publiczne, jak i zwyczajne kobiety, a ogrom ujawnionych skandali wciąż poraża.
Teraz z niemałym kryzysem wizerunkowym będzie się musiał zmierzyć jeden z największych francuskich gwiazdorów kina, Gerard Depardieu. Pierwsze informacje o tym, że aktor miał dopuścić się gwałtu pojawiły się w mediach w sierpniu 2018 roku. To wtedy na paryskim komisariacie zjawiła się 20-letnia kobieta, która zeznała, że celebryta wykorzystał ją podczas prób do spektaklu w jego rezydencji. Według The Guardian, Gerard miał być "przyjacielem rodziny" domniemanej ofiary.
W 2019 śledztwo nieoczekiwanie zostało przerwane z powodu braku dowodów. W grudniu zeszłego roku wznowiono je: kobieta ponownie złożyła zeznania, w związku z czym Francuzowi zostały postawione zarzuty karne. Jak wyjawił adwokat Gerarda w rozmowie z AFP, mimo że 69-latek znajduje się obecnie pod nadzorem sądowym, wciąż "całkowicie odrzuca oskarżenia".
Żałuję publicznego charakteru tej procedury, która powoduje poważny uszczerbek dla Gerarda Depardieu, co do którego jestem przekonany, że jego niewinność zostanie udowodniona - mówił adwokat gwiazdora w 2018. Depardieu absolutnie kwestionuje jakąkolwiek agresję i jakikolwiek gwałt. Będzie współpracował ze śledczymi i odpowiadał na pytania.
Elodie Tuaillon-Hibon, która reprezentuje młodą aktorkę, oświadczyła, że ma nadzieję, iż "prywatna sfera" jej klientki będzie szanowana w miarę rozwoju sprawy karnej. Innymi słowy mecenas postara się, aby żadne szczegóły tamtej nocy nie zostały ujawnione. Źródło zbliżone do aktora wyjawiło jedynie AFP, że choć Depardieu ćwiczył wtedy z aktorką scenę do sztuki teatralnej, "w tym spotkaniu nie było nic profesjonalnego".