W szczycie sezonu ogórkowego można liczyć na trzecioligowe celebrytki, które oddychają atencją, a ich podstawową rolą w show-biznesowym organizmie jest niestrudzona próba zwrócenia na siebie uwagi. Prym w tej konkurencji z pewnością wiedzie Monika Goździalska, o której wprawdzie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, czym tak naprawdę się zajmuje. Gdyby ktoś jednak chciał się pokusić o wskazanie jej specjalizacji, to toczenie internetowych dram byłoby najbardziej logicznym wyborem. Tym razem naczelna instagramowa aferzystka przybliżyła swoim obserwatorom wstrząsającą historię, która spotkała ją w jednej z warszawskich restauracji, gdzie odmówiono jej podania jedynie deseru i zasugerowano, że w porze obiadowej knajpa premiuje klientów mających ochotę na coś więcej niż ciastko i kawę. Oburzona takim traktowaniem influencerka zafundowała internautom prawdziwą tyradę o stanie polskiej gastronomii, a w odpowiedzi doczekała się eksperckiej opinii Roberta Makłowicza, który poradził jej, aby po wspomnianą kawę i ciastko udała się do kawiarni. Rzeczona restauracja zaś ogłosiła nową pozycję w menu nazwaną figlarnie "Deser influencera", co tylko sprowokowało upokorzoną Monikę do kolejnej wulgarnej pyskówki.
Jest coś nieznośnie żenującego w relacjonowaniu każdej, nawet najmniejszej niedogodności, która spotyka nas w codziennym życiu. W przypadku celebrytów i influencerek, które cały swój kapitał w sieci budują na podgrzewaniu emocji i hiperbolizowaniu trywialnych "problemów", ciężko w ogóle traktować takie "zajścia" poważnie. Goździalska i jej podobne nie istniałyby przecież bez afer, więc skąd pewność, że one faktycznie się wydarzają i nie są jedynie wytworem wyobraźni łaknących uwagi atencjuszek? A jeżeli nawet miłosiernie uznamy przedstawiane nam historie za prawdziwe, to nie ma tu poszkodowanych – influencerka dostaje przekładające się na zasięgi rozgłos i publikacje, a knajpa darmową reklamę. I tak się to życie uzależnionych od dram jednostek kręci – od aferki do aferki. Nie możemy też tu specjalnie strzępić pyska na Goździalskiej, bo za darmo dostarcza nam lolkontentu, a to się zawsze ceni, szczególnie podczas wakacyjnej posuchy w mediach. Więc… Dziękujemy i (nie) czekamy na więcej?!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z kolei w naszym segmencie towarzyskim smutne wieści ze świata miłości – mijający tydzień przyniósł nam dwa głośne rozstania. O zakończeniu swojego małżeństwa poinformował duet znany w sieci jako "Life on Wheelz" czyli Wojtek i Agata Sawiccy. Jak na rasowych celebrytów przystało, para opublikowała obszerne oświadczenie, w którym wytłumaczyła powody rozpadu trwającego 6 lat związku. Wspomnieli w nim m.in. o trwającym od kilku miesięcy kryzysie, którego ostatecznie nie udało się zażegnać. "Nie potrafimy już dłużej walczyć, jesteśmy zmęczeni psychicznie i fizycznie. Umarło w nas życie" – mogliśmy przeczytać w ponurej notce. Naturalnie, informacja o końcu małżeństwa Sawickich wywołała spore emocje w sieci i lawinę ableistycznych komentarzy spekulujących o przyczynach jego rozpadu.
Internet w swoim zamiłowaniu do hejtu i złośliwości jest jednak inkluzywny i dotknie każdego, bez względu na wygląd, stan zdrowia czy zamożność, bo podobne reakcje wzbudził news o rozstaniu Piotra Mroza i Agnieszki Wasilewskiej. Gwiazdor "Gliniarzy" niespełna dwa lata temu poprosił ukochaną o rękę w Sanktuarium Matki Bożej w Licheniu, ale jak się okazało, nawet boska opatrzność nie pomogła tej dwójce w wytrwaniu na ścieżce wspólnego życia. Zwycięzca "Tańca z gwiazdami" potwierdził domysły fanów, którzy od jakiegoś czasu dopatrywali się w jego związku kryzysu. "Podjęliśmy decyzję o rozstaniu, aczkolwiek nadal jesteśmy w dobrych relacjach. To nie było zbudowane na jakiejś kontrowersji czy zdradzie z którejś strony" – zapewnił zapobiegawczo w rozmowie z Pudelkiem. Zaproszeni do pochylenia się nad sprawą internauci szybko próbowali zdiagnozować problem i nikt z tego nie wyszedł bez szwanku, bo dostało się zarówno aktorowi, jak i jego eks-partnerce. Dobra wiadomość jest taka, że na rynku medialnym mamy nowego kawalera, a że życie nie znosi próżni, to wielce prawdopodobne, że niebawem zobaczymy u jego boku nową miłość. Boimy się tylko pomyśleć, gdzie tym razem odbędą się zaręczyny...
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o Taylor Swift, choć zdecydowanie wolelibyśmy donosić o "taylormanii" przy okazji kolejnych pobitych przez nią rekordach niż w kontekście udaremnionego ataku terrorystycznego. Piosenkarka miała bowiem zawitać z trasą "Eras Tour" do Wiednia, a zaplanowane tam trzy koncerty zgromadziłyby blisko 200 tysięcy fanów z Europy i świata. Austriackie władze zatrzymały trzech nastolatków, którzy planowali przeprowadzenie krwawego zamachu z użyciem bomby chemicznej i maczet. Co warto podkreślić, nie były to młodzieńcze fantazje o głośnej zbrodni, a przygotowywana od tygodni operacja – dwoje z nich zdołało się zatrudnić przy ochronie koncertów, które rzecz jasna zostały odwołane. Można więc śmiało powiedzieć, że byliśmy o krok od tragedii na miarę wstrząsającego ataku, do którego przed laty doszło podczas koncertu Ariany Grande w Manchesterze, gdzie zginęły 23 osoby.
Co zrozumiałe, doniesienia z Wiednia zszokowały opinię publiczną i przypomniały wszystkim o strachu, który w społeczeństwie próbują wzbudzać terroryści, bo taki ostatecznie jest ich cel – sprawić, aby nikt nie czuł się bezpiecznie, nawet podczas najbardziej beztroskich i wesołych wydarzeń, jakimi są popowe koncerty. Tego typu incydenty to niestety również doskonałe narzędzie dla prawicowych polityków i internetowych radykałów, którzy podburzają rasistowskie nastroje i instrumentalnie wykorzystują potencjalne tragedie do zgromadzenia politycznego kapitału.
Na razie nic nie wskazuje na to, żeby Swift zdecydowała się odwołać pięć występów, które ma dać niebawem na londyńskim Wembley, choć pojawiają się głosy, że w świetle udaremnionego ataku w Wiedniu i napięć na tle rasowo-religijnym w Wielkiej Brytanii, byłoby to być może dobrą decyzją. Fani gwiazdy nie dają się zastraszyć i zapewniają, że pomimo ostatnich wydarzeń i atmosfery strachu, zgromadzą się tłumnie na ostatnich w Europie koncertach swojej idolki. Wypada zatem mieć tylko nadzieję, że sytuacja z Austrii będzie jedynie przykrym incydentem, a nie początkiem niebezpiecznego precedensu.