Beyonce już od wielu lat może cieszyć się statusem "królowej popu" i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić. Jedna z najpotężniejszych gwiazd na świecie rzadko kiedy pojawia się na imprezach (nawet tych najbardziej prestiżowych), pokazując fanom jedynie tyle ze swojego życia, ile sama uzna za stosowne.
W zeszłym roku piosenkarka wydała pierwszą od czterech lat płytę Black Is King, w której nawiązała do afroamerykańskiej kultury, problemu brutalności policji, ruchu Black Lives Matter, a także pandemii COVID-19. Choć album nie był nawet w połowie tak promowany, jak jej poprzednie wydawnictwa, Amerykance i tak udało się zdobyć na tegorocznej gali Grammy aż cztery nagrody (jedną z nich zgarnęła wspólnie z 9-letnią córką, Ivy Blue za teledysk do piosenki Brown Skin Girl). Tym sposobem Bey została okrzyknięta najbardziej utytułowaną artystką w historii Grammy, mając już na koncie 28 (!) statuetek.
Jako artystka uważam, że moim zadaniem, zadaniem nas wszystkich jest odzwierciedlenie danych czasów, a to był naprawdę taki trudny czas - powiedziała na scenie Beyonce. Swoim apelem artystka odniosła się nie tylko do pandemii, ale również ubiegłorocznej fali antyrasistowskich demonstracji.
Choć podczas niedzielnej imprezy Beyonce tradycyjnie już nie pojawiła się na ściance, wokalistkę można było zobaczyć na scenie, gdy odbierała kolejne nagrody. Na tę wyjątkową okazję matka trójki dzieci zdecydowała się na ewidentnie za małą, skórzaną sukienkę Schiaparelli, do której dobrała pasujące rękawiczki ze srebrnymi tipsami, sandałki na platformie i wielkie, fantazyjne kolczyki. Uwagę zwracała również wygładzona twarz, nieco nabrzmiałe usta i policzki 39-latki. W sieci natychmiast pojawiły się głosy, że przed galą Bey zafundowała sobie serię zabiegów u chirurga plastycznego.
Myślicie, że faktycznie majstrowała przy twarzy?