Dziesięć lat temu wybuchła wielka awantura pomiędzy Grażyną Szapołowską i Janem Englertem. Aktorka grała wówczas Eleonorę w adaptacji Tanga Sławomira Mrożka w Teatrze Narodowym. Jednocześnie zasiadała w jury "Bitwy na głosy" w TVP 2.
Tak się niefortunnie złożyło, że finał telewizyjnego show wypadł w ten sam dzień, kiedy wystawiano spektakl z udziałem Grażyny. Szapołowska wybrała jednak telewizję i nie stawiła się w teatrze, za co dyrektor Englert zwolnił ją dyscyplinarnie.
Grażyna próbowała się wówczas tłumaczyć, twierdząc, że uprzedzała szefa, że ma zobowiązania zawodowe w telewizji. Wypomniała mu też, że dla swojej żony, Beaty Ścibakówny dopasował grafik, a dla niej nie.
Szapołowska czuła się poszkodowana i pozwała Englerta, domagając się przywrócenia do pracy oraz wypłaty trzymiesięcznej pensji. Niestety dla niej, koledzy i koleżanki z teatru przyznali rację dyrektorowi, a Szapołowska ostatecznie przegrała w sądzie.
Przypomnijmy: Szapołowska przegrała z Englertem!
Ostatnio aktorka była gościem audycji radiowej "Marcin movie" w Polskim Radiu Londyn. W rozmowie z Marcinem Wolniakiem poruszyła kwestię afery sprzed lat.
Nie ma takich momentów, których bym żałowała. Za wyjątkiem może, kiedy pokłóciłam się z Jankiem Englertem i zostałam usunięta z teatru. To było niepotrzebne w mojej karierze - oceniła.
Okazuje się, że stosunki między nimi do tej pory są napięte.
Nasze relacje nie zostały naprawione, nie mamy kontaktu. Udaje, że mnie nie zna cały czas. Mija mnie bokiem - wyznała Szapołowska.
Myślicie, że kiedyś zakopią topór wojenny?
Zobacz też: Szapołowska spoliczkowała Englerta!
Pudelek ma swoją grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!