Grażyna Szapołowska wciąż jest jedną z najbardziej cenionych aktorek na polskim rynku filmowym. Niekwestionowana gwiazda od lat zachwyca swoją świetną grą aktorską oraz wyjątkową gracją.
Nawet Grażyny Szapołowskiej nie ominęły jednak medialne awantury. Ponad dziesięć lat temu aktorka wdała się w głośny konflikt z Janem Englertem. Gwiazda była wtedy zaangażowana jednocześnie w dwa duże projekty. Grała wówczas Eleonorę w adaptacji "Tanga" Sławomira Mrożka w Teatrze Narodowym oraz była częścią jury "Bitwy na głosy" w TVP 2.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pewnego razu te dwa projekty niestety nałożyły się na siebie. Finał programu telewizyjnego miał odbyć się w tym samym czasie co jeden ze spektakli, w którym grała Szapołowska. Aktorka ostatecznie wybrała udział w "Bitwie na głosy", nie stawiając się w teatrze. Cała sytuacja nie spodobała się dyrektorowi teatru, czyli Englertowi, który zwolnił ją dyscyplinarnie. Sama Grażyna była zdegustowana tą decyzją i pozwała Englerta. Sąd stanął po stronie dyrektora teatru i aktorka przegrała proces.
W lipcu tego roku gwiazda zawitała w Międzyzdrojach na Festiwalu Gwiazd, gdzie opowiadała o najnowszej książce i odpowiadała na pytania publiczności oraz dziennikarzy. To wówczas wróciła do tematu konfliktu sprzed dekady.
Aktorka została zapytana, jak udawało jej się godzić pracę z opieką nad chorą matką.
Grałam wtedy Eleonorę w spektaklu "Tango" Sławomira Mrożka. Moją sceniczną matką była Ewa Wiśniewska. W którymś momencie moja kwestia brzmiała: "Mamo, spróbuj jeszcze raz". Pamiętam, że nie byłam w stanie tego zdania wypowiedzieć głośno, bo za każdym razem wzruszenie ściskało mi gardło. Na szczęście nie miałam tych spektakli wiele, bo na horyzoncie pojawił się konflikt z Janem Englertem, dyrektorem artystycznym Teatru Narodowego - cytuje jej słowa Onet.
W związku z tym, iż sama wspomniała o awanturze sprzed lat, zapytano ją, czy wciąż ma uraz do dyrektora warszawskiego teatru.
Nie lubię go, nie jest moim kolegą. Uważam, że dyrektor nie może doprowadzać do konfliktów, a usuwanie ludzi z pracy nie jest w porządku. Zadra, która powstała w sercu po zwolnieniu mnie z teatru, nadal trwa. Bardzo przeżyłam to wydarzenie, on zapewne też. Ale nie żałuję, że wytoczyłam Englertowi proces sądowy. I choć przegrałam, to z czasem doszłam do wniosku, że może tak właśnie miało być - przyznała otwarcie.
Aktorka dodała, że ta sytuacja nie zniechęciła jej do aktorstwa i jej zdaniem jest to niezwykle piękny zawód, którego nigdy by nie zmieniła na żaden inny.
Myślicie, ze kiedyś podadzą sobie rękę?