Piotr Gąsowski jest obecny w świecie show biznesu już od trzech dekad. Doświadczony w branży 58-latek ma na swoim koncie zarówno występy w filmach i serialach, jak i prowadzenie programów telewizyjnych. Oprócz tego działa na Instagramie, gdzie śledzi go prawie 100 tysięcy fanów. To właśnie tam Piotrek pokazuje kulisy pracy oraz nieco prywaty.
Za pośrednictwem popularnego serwisu często zabiera także głos w bieżących sprawach. Jakiś czas temu wypowiedział się w temacie pijackiego rajdu Beaty Kozidrak, stając w jej obronie. Spotkało się to wówczas z krytyką internautów, co sprawiło, że celebryta zapowiedział, iż kończy z prowadzeniem instagramowego profilu.
Jak w przypadku tego typu deklaracji znanych twarzy bywa, przerwa nie trwała zbyt długo. Biorąc pod uwagę jednak najświeższe publikacje w social mediach "Gąsa", może dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby jednak odciął się od internetu na nieco dłużej...
W środę prezenter postanowił podzielić się z obserwatorami swoim "dramatem", a mianowicie perypetiami na lotnisku.
Cześć, moi drodzy, nie uwierzycie, co mi się przydarzyło - zaczyna na wykonanym w samolocie nagraniu. Siedzę w samolocie Lufthansy na lotnisku w Warszawie, jest siódma nad ranem. Siedzę mniej więcej już pół godziny, samolot jest spóźniony o godzinę do Frankfurtu, gdzie mam przesiadkę dalej - informuje ewidentnie zaskoczony Piotr tym, co od paru miesięcy dzieje się na lotniskach na niemal całym świecie.
(...) Jakby tego było mało, samolot jest totalnie pełny - mówi dalej z wyraźnym grymasem i dodaje:
A pan, który usiadł obok mnie... Dobra nie będę owijał w bawełnę: Strasznie śmierdzi. Okropnie! - wypala, po czym pokazuje (!) siedzącego obok niego śpiącego mężczyznę.
To jest jakaś tortura, ja nie wiem, czy ja dojadę w ogóle do cholernego raju do Hiszpanii - ubolewa arogancki gwiazdor, odzywając się do followersów po dwóch godzinach:
Dwie i pół godziny już stoimy, nic się nie zmienia i śmierdzi, jak śmierdziało - informuje, nie bacząc na współpasażera, który najprawdopodobniej słyszy wypowiadane przez niego słowa...
Po kilku godzinach Gąsowski znów postanawia zabrać głos. Po raz kolejny wspomina publicznie zapach mężczyzny, który siedział obok niego oraz dodatkowo psioczy na linię lotniczą i logistykę lotniska:
Cześć, samolot spóźnił się dwie godziny, standard siedzeń, gorzej niż w Ryanair, poziom zapachu wybitny, no i teraz nie wiem, jak dolecę dalej, bo spóźniłem się na przesiadkę. Przygód ciąg dalszy, nie mogę dolecieć - żali się, po chwili nadając dalej:
Byłem przekonany, że będzie ktoś tutaj z informacją czekał, co robimy dalej. Oczywiście nie ma żadnej informacji. (...) Będę musiał coś znaleźć, bo przecież jestem zuchem, poradzę sobie - mówi w końcu nieco bardziej optymistycznie.
Cześć, moi drodzy, jest miejsce, lecę do Malagi - odzywa się chwilę później. No, chyba że nie wiem, co się jeszcze wydarzy. W każdym razie może uda mi się dziś dolecieć i mam nadzieję, że nie dostanę jakiegoś śmierdziucha tym razem - kwituje, uśmiechając się szyderczo do smartfona i dając do zrozumienia, że nie widzi niczego złego w tym, że przed niemal 100-tysięczną publicznością obśmiał Bogu ducha winnego mężczyznę.
W tym miejscu warto przypomnieć Piotrowi Gąsowskiemu, że nadmierna potliwość drugiej osoby może być wynikiem na przykład choroby lub schorzenia, dlatego warto wstrzymać się z tak złośliwymi i szyderczymi osądami...
Myślicie, że ktoś z bliskich po wylądowaniu raczy go uświadomić, czego nie należy wrzucać na Instagram?