Przez ostatni rok w kwestii walki o prawa kobiet w Polsce wydarzyło się więcej niż przez poprzednie lata. Kobiety jako grupa społeczna widziane były nie tylko na Manifie, ale i podczas wielotysięcznych protestów i marszów, jakie pojawiły się na ulicach miast oraz pod Sejmem.
W październiku ubiegłego roku Sejm odrzucił projekt ustawy zabraniającej całkowitego zakazu aborcji. Prace nad projektem wznowiono pod koniec stycznia, kiedy sejmowa Komisja ds. Petycji zdominowana przez PiS zadecydowała, że jeszcze raz "przyjrzy się" projektowi. W międzyczasie Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wycofał sprzedaż bez repety "pigułki po". Jego zdaniem, preparat wywołuje działanie wczesnoporonne. Jak podkreślał, nie przepisałby jej nawet pacjentce, która została zgwałcona.
Sytuacja kobiet w Polsce, dyskusja wokół planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej i kolejne protesty, zaktywizowały gwiazdy do włączenia się w spory polityczno-społeczne. Do debaty o prawa kobiet włączyła się Hanna Lis. Prezenterka zapewnia, że nigdy nie dokonałaby aborcji, jednak kobiety powinny mieć swobodę w możliwości decydowania o sobie:
Strona, która chce ograniczyć prawa kobiet w Polsce stała się aktywna, co mnie martwi. Nie jestem aborcjonistką, nigdy sama nie zdecydowałabym się na aborcję, ale nie czuję, aby ktokolwiek miał prawo, żeby w decydować o kobietach. Nikt projektu do kosza nie wyrzucił, jest w Sejmie, będzie głosowany, a projekt wprowadza całkowity zakaz aborcji, nawet gdy ciąża jest w wyniku gwałtu. Zakusy ograniczana praw kobiet należy próbować zdusić w zarodku. Z pigułką "dzień po" już się nie udało. Nikogo nie zachęcam, żeby brać pigułkę "dzień po", ale nie sadzę, aby właściwym było uniemożliwianie jej stosowania. Prawa miałyśmy dobrze zagwarantowane, a teraz obserwujemy niebezpieczny marsz partii rządzącej nie tylko po prawa kobiet.