Harveya Weinsteina zapewne nie trzeba już nikomu przedstawiać. Mężczyzna zapisał się na kartach historii popkultury jako naczelny oprawca seksualny Hollywood, którego przypadek posłużył za katalizator do rozpoczęcia ruchu** #metoo. Wśród oskarżycielek potężnego producenta filmowego znalazły się między innymi takie sławy jak **Gwyneth Paltrow, Angelina Jolie, Cate Blanchett i Lupita Nyong'o, mogłoby się więc wydawać, że wyrok jest niemalże przesądzony. Jednak Weinstein nadal dwoi się i troi, aby wykaraskać się od odpowiedzialności za zarzucane mu czyny.
W ciągu ostatnich dni do mediów dotarła wiadomość, że producent skutecznie kupił milczenie 30 kobiet za łączną kwotę 25 milionów dolarów. 67-latek zaczął także pojawiać się na przesłuchaniach z balkonikiem, mającym zapewne podkreślić jego rzekomo pogarszający się stan zdrowia. Bogacz zgodził się także na pierwszy od ponad roku wywiad, któremu udzielił dziennikarzom The Post. Każdy, kto oczekiwał od Harveya przyznania się do winy i postanowienia poprawy, musiał jednak obejść się smakiem. Weinstein postanowił w zamian pomarudzić o tym, jak to zapomniano o jego przełomowej pracy. Co ciekawe, oskarżany o przestępstwa na tle seksualnym Amerykanin stwierdził, że panie powinny być mu tak naprawdę wdzięczne, ponieważ zagospodarował dla nich miejsce w branży filmowej...
"Czuję się, jakby o mnie zapomniano. (...) Zrobiłem więcej filmów wyreżyserowanych przez kobiety i o kobietach niż inni producenci i to było 30 lat temu. Nie mówię o dzisiejszych czasach, kiedy to jest modne. Zrobiłem to pierwszy! Byłem pionierem"! - wspomina wyraźnie rozgoryczony eksproducent. - "To wszystko zostało wypatroszone przez to, co się stało. Moja praca została zapomniana".
Autor artykułu kilkakrotnie podkreślał dość mizerny stan swojego rozmówcy.
"Chcę, aby to miasto rozpoznało to, kim byłem, a nie to, kim się stałem" - dodał Weinstein, mając na sobie podczas wywiadu luźne dżinsy i czarny t-shirt, podczas gdy z jego zabandażowanego wenflonu rozwijała się tubka wypełniona krwią prowadząca do pojemnika zwisającego z jego balkonika. 67-latkowi bankructwo chyba jednak nie grozi, biorąc pod uwagę, że jego łóżko znajdowało się w elitarnym skrzydle szpitala wyposażanego w marmurowe łazienki, włoskie pościele i oryginalne dzieła sztuki - wszystko po to, aby pacjenci mogli czuć się jak w luksusowym hotelu i w spokoju delektować wodą z sokiem z ogórka.
Upadły gigant stwierdził, że wypomni też Gwyneth Paltrow - jednej z oskarżających go o nadużycie aktorek - że to w gruncie rzeczy jemu zawdzięcza ona swoją karierę.
"Gwyneth Paltrow w 2003 roku dostała 10 milionów dolarów za "Szkołę stewardes". Była najlepiej zarabiającą aktorką kina niezależnego. Dostała więcej niż wszyscy mężczyźni" - zaznaczył najwyraźniej dumny z siebie mężczyzna.
Jakby tego było mało, Harvey postanowił podkreślić też, jak wiele udało mu się zrobić dla społeczności LGBT. Jego zdaniem, to właśnie dzięki niemu świat zobaczył przełomowy film dokumentalny "Paris is Burning".
"Rozumiałem celebracyjną naturę filmu i postanowiłem wykupić prawa do dystrybucji. Tak samo zrobiłem z filmem "Transamerica", za który Felicity Huffman otrzymała Oscara. (...) Byliśmy firmą, która zmagała się z prawdziwymi, ważnymi społecznie tematami" - podkreślał.
Zdaniem Weinsteina to właśnie "szlachetne" czyny jego przeszłości powinny być najlepszym dowodem na to, że wszystkie zarzucane mu wykroczenia, których konsekwentnie się wypiera, nie mają pokrycia w prawdzie.
"Stałem się człowiekiem sukcesu. Nie miałem żadnych pieniędzy, a wybudowałem imperium z Miramax i postanowiłem je oddać. (...) Jeżeli pamiętacie, kim byłem wtedy, możecie zechcieć zakwestionować to, co dzieje się dziś".