Nie milkną echa "afery liścikowej", którą rozpętała Marianna Schreiber. Celebrytka postanowiła "zdemaskować" koleżanki z programu "Królowe przetrwania" i opublikowała korespondencję sugerującą, że jedna z nich dopuściła się zdrady, a druga gorąco temu romansowi kibicowała. Inicjały "A" i "E" sugerowały, że chodzi o Agnieszkę Kaczorowską i Elizę Trybałę, a że obie panie w trakcie nagrań show były szczęśliwymi mężatkami, Schreiber najwyraźniej postanowiła stanąć w obronie instytucji małżeństwa. Żadna z oskarżonych nie odniosła się bezpośrednio do zarzutów o wypisywanie bezeceństw w bieda-wersji "Księgi Dżungli", co - niestety dla Marianny - mocno skraca żywotność wywołanego przez nią skandalu.
Ta jednak nie poddaje się bez walki i próbuje podgrzewać atmosferę tajemniczymi wpisami na Instagramie o wydarzeniach z planu programu, ale z marnym skutkiem. Trybała i Kaczorowska solidarnie milczą. Jedna zagroziła jedynie pozwem, a druga kontempluje swoje życie, słuchając muzyki w aucie, która pyta za nią "ciekawe, ile jeszcze zniosę?". Jeśli cała ta kłótnia to ekwiwalent licealnych awantur między koleżankami, to teraz zdecydowanie wkroczyliśmy w fazę komunikacji statusami na Gadu-Gadu.
Obserwowanie medialnej walki w kisielu trzecioligowych celebrytek nie jest może rozrywką najwyższych lotów, ale jest w tym coś tak pierwotnego, że aż ciężko oderwać wzrok. Jest tylko jeden warunek: wszystkie zaangażowane strony muszą chcieć iść na całość. W tym konkretnym przypadku obawiamy się, że jedynie Marianna jest w stanie strzelać na oślep dalej, ale chyba powoli kończy się jej amunicja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taką nadzieję przynajmniej mają Trybała i Kaczorowska. Cała sprawa jest dość zabawna, bo udział w "Królowych przetrwaniach" miał być dla nich łatwym zarobkiem i wkupieniem się w łaski telewizji, a okazał się konkursem na wylewanie cuchnących pomyj, w którym nagle nie chcą brać już udziału. Smród będzie się jednak ciągnął za nimi długo…
Dogasa również inny skandal, którym jeszcze przed chwilą żył cały świat. Bianca Censori zszokowała wszystkich swoim nagim ciałem na czerwonym dywanie nagród Grammy, a internet podzielił się na dwa obozy: tych współczujących celebrytce męża-zboczeńca i współczujących jej samej aż takiego apetytu na atencję. Nie trzeba było też długo czekać na doniesienia o rychłym rozwodzie Censori i Westa, ale jeśli ktoś widział już oczami wyobraźni Biankę w ubraniach, będzie rozczarowany.
Przedstawiciel rapera poinformował, że o żadnym rozstaniu nie ma mowy, więc musimy być przygotowani na kolejne "głośne" stylizacje celebrytki - zaaprobowane oczywiście przez ukochanego. Gdyby jednak ich rozwód miał dojść do skutku i Kanye pogoni Biankę z hollywoodzkiej posiadłości, mamy nadzieję, że ta zdąży spakować chociaż majtki.
Z innej beczki: do polskiego show-biznesu w końcu na dobre dotarł dyskurs dotyczący tzw. "nepo babies". Wcześniej był on raczej domeną polityków, którzy mieli słabość do obsadzania w spółkach Skarbu Państwa swoich dzieci, kuzynów i zięciów. W przemyśle rozrywkowym oczywiście temat ten nie był nikomu obcy, ale też nie wywoływał aż tylu emocji. Prawdopodobnie dlatego, że celebryckie dzieci okazywały się często tak nieudane, że i sławnym rodzicom odechciewało się je wpychać, gdzie popadnie.
Umówmy się, pomysł zrobienia z córek Rusin i Lisa modelki i dziennikarki był ostatecznym dowodem na to, że z pustego to i Salomon nie naleje i istnieje jakaś granica jaj. Ostatnio pod ostrzałem znalazła się Helena Englert, która — jeśli wierzyć uporowi kolejnych reżyserów i niestety tylko im — jest jedyną utalentowaną młodą aktorką w kraju. Helena ma już dość pokaźną filmografię i ambitny cosplay biedronkowej wersji Lady Gagi na czerwonych dywanach, a teraz upomniał się o nią teatr. A właściwie jej ojciec, Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, który postanowił obsadzić swoją latorośl w "Hamlecie", gdzie wystąpi obok… matki. Rodzinne przedsięwzięcie spotkało się z falą krytyki i słusznym pytaniem: czy to jeszcze artystyczna wizja, czy już prywatny folwark Englertów?
Helena pojawiła się w Eska Rock i wyjaśniła w rozmowie z Marcinem Mellerem, że rozumie kontrowersje wywołane decyzją ojca i cała sytuacja faktycznie jest nepotyzmem, jednocześnie określając dyskusję jako "małostkową aferę".
Taktyka obronna, którą obrali Englertowie, ma za zadanie wzruszyć odbiorcę. W końcu to być może ostatnia szansa, żeby młoda aktorka mogła pracować z ojcem, to przecież takie piękne i symboliczne, dajcie ludziom przeżyć to artystyczne uniesienie i emocje nieznane nam maluczkim. Wybrzmiewa z niego wręcz "no ale czego oczekujecie, że zrezygnuję z takiej szansy?!". I tu jest całe clue problemu nepo babies i tego uprzywilejowanego towarzystwa.
Absolutnie nigdy nie przejdzie im przez myśl, że mogliby zrezygnować z podsuwanych im pod nos szans. Skoro dają, to biorę, a co mnie interesuje, że tym samym tę szansę zabieram komuś, kto — i tutaj kontrowersyjna teza — może na nią bardziej zasługiwać. Świat przecież nie jest sprawiedliwy, nie ma w tym mojej winy, że urodziłam się w lepszej rodzinie. Jak będę kiedyś dyrektorką teatru, to zatrudnię w nim swoje dzieci, a one kiedyś swoje i dynastia Englertów nigdy nie zejdzie z teatralnych desek. Tu nie ma czasu na hamletyzowanie, odpowiedź na "brać albo nie brać" zawsze brzmi "brać". Czekamy zatem na produkcję z Heleną Englert, synem Szelągowskiej, do której muzykę wyprodukują w duecie Alan Górniak & Leon Myszkowski, a reżyserią zajmie się Iga Lis. Pudelek rozsiądzie się wygodnie w pierwszym rzędzie!
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o finale polskich preselekcji do tegorocznej Eurowizji, które zwyciężyła oczywiście Justyna Steczkowska. Oczywiście, bo z całym szacunkiem do pozostałych kandydatów, ale to nie mogło się inaczej skończyć. Steczkowska wytoczyła swoje najcięższe działa: potężny wokal, lateksowe wdzianko, wysokie szpilki, machanie doczepami, fruwanie, granie na skrzypcach i świeże wypełniacze. Zero uwag.
Takiego zaangażowania fani konkursu oczekują i w końcu go dostali. Przepisem na zwycięstwo albo przynajmniej dobry wynik na Eurowizji jest nie tylko stworzenie kompozycji i występu, które przypadną do gustu odbiorcom w całej Europie, ale muszą one przede wszystkim podekscytować rodaków i tak też się stało tym razem. Wygrana Justyny to również kolejny dowód na to, że w tym kraju jest szansa na pomyślne wyniki wyborów, jeśli głosować będą tylko geje.
