Edyta Herbuś od jakiegoś czasu walczy o to, by być uważana za aktorkę. Ma jednak obawy, czy w ogóle w jej kontekście to słowo powinno padać. Zobacz: Herbuś: "Zadawałam sobie pytanie, czy mam prawo być aktorką, bo nie mam szkoły"
Jedno jest pewne - dzięki związkowi z Mariuszem Trelińskim udało jej się zaistnieć. Dostała tytułową rolę w operze Straussa pt. Salome i chwali się, że dostaje kolejne główne role. Twierdzi jednak, że sama do aktorstwa nie pchała się łokciami.
Idę na casting i wierzę w to, że mam coś do zaproponowania. Mam nadzieję, że moja pogoń za marzeniami się nie koczy. Nie pchałam się łokciami do aktorstwa. To się stało w wyniku spotkania z moją bohaterką, zaufania kilku osób, one ze mną przeszły drogę transformacji. Znalazłam na to dodatkową siłę, żeby nie pytać, czy mogę to robić, a dać sobie pozwolenie. Naprawdę szacun. Wiesz jak fajnie jest samemu do siebie taki szacun przyznać? Naprawdę polecam.
Dobrze, że znalazła w końcu kogoś, kto jest w stanie ten "szacun" jej przyznać. Gratulujemy.
Zobacz też: "Mogłam pozostać w tańcu, ale miałam głód czegoś nowego. Obudziła się we mnie pasja do aktorstwa"