Anna Wendzikowska dała się wszystkim poznać jako miłośniczka Hollywood i ekskluzywnych wypadów, które z lubością relacjonuje na Instagramie. Celebrytka-podróżniczka spotyka się przez to z różnymi komentarzami, jednak najwyraźniej się tym nie przejmuje i już zapewne planuje kolejny wyjazd. Na szczęście, jak sama stwierdziła, "w szkole zap***dalała i pisała olimpiady", więc teraz może sobie na to pozwolić.
Podróże Anny Wendzikowskiej niemal od samego początku budzą dość skrajne emocje. Wszechstronna celebrytka regularnie gości w odległych zakątkach świata, skąd publikuje pamiątkowe zdjęcia i liczy na poklask swojej wielotysięcznej armii obserwujących. Zdarza się jednak, że pod postami znajduje wiele głosów krytyki, na które wytrwale odpowiada.
Przypomnijmy: Zdystansowana Anna Wendzikowska odpowiada na komentarze dotyczące jej figury: "DOCENIAJ, NIE OCENIAJ" (FOTO)
Tym razem Wendzikowska pochwaliła się zdjęciem z wyjazdu do Cobh w Irlandii, co stało się dla niej pretekstem do przekazania swoim obserwującym pewnej anegdoty. Celebrytka już na wstępie stwierdza, że historia opublikowanego zdjęcia jest "ciekawa" i w dalszej części wpisu wyznaje, jak bardzo musiała się poświęcić, aby tę fotografię wykonać.
Historia tego zdjęcia jest ciekawa - koniecznie spójrzcie na drugie ujęcie, tzw. backstage... Znalazłyśmy ten widok na kolorowe domki, katedrę i wodę w internecie pod hasłem "Cork", ale w Cork nie znalazłyśmy tego miejsca. Okazało się, że jest w małym miasteczku pod Cork o nazwie Cobh. Jedziemy, w końcu to prawie po drodze do Dublina. Docieramy na miejsce i okazuje się, że ten widok zasłania wysoki mur i widać go jedynie, kiedy się stanie na palcach i podniesie aparat wysoko ponad głowę... i ponad mur - relacjonowała swoją wstrząsającą historię Wendzikowska.
Na szczęście celebrytka znalazła sposób na to, aby wykonać zdjęcie, o którym tak strasznie marzyła. Z pomocą przyszły jej dwie inne turystki, które uwieczniła na drugim ze zdjęć - wraz z autem i jego (niezamazanym zresztą) numerem rejestracyjnym... Na szczęście, jak sama na koniec stwierdza, to było "totally worth it".
Akurat dwie dziewczyny odkryły ten sam problem i robiły zdjęcia, stając na dachu samochodu zaparkowanego pod murem... Mówię: "Hej, zrobicie mnie też?" i tak powstało to zdjęcie. Po tym, jak z trudem wydrapałam się na ten baaaaardzo wysoki mur... Totally worth it - zakończyła.
Wygląda na to, że obserwujący tym razem docenili jej trud, bo pod postem nie zabrakło pełnych wyrazu sympatii komentarzy.
Czego się nie robi dla dobrej foty - napisał jeden z fanów.
Wiadomo - odpisała wyraźnie rozbawiona Ania.
Determinacja godna podziwu?