Aaron Carter zmarł w wieku 34 lat. Aktor, piosenkarz i raper został znaleziony martwy w swoim domu w Lancaster. Serwis TMZ poinformował, że jego ciało zostało odnalezione w wannie przez osobę, która na co dzień opiekowała się domem muzyka. Mężczyzna już jako dziecko odniósł ogromny sukces w show biznesie. Mając zaledwie dziewięć lat, nagrał swój debiutancki album. W późniejszych latach wypuścił jeszcze trzy płyty: "Aaron's Party", "Oh Aaron" i "Another Earthquake. W 2017 roku premierę miał jego minialbum zatytułowany "Love".
Sława w młodym wieku odbiła się jednak na jego życiu prywatnym. Carter borykał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, w programie "The Doctors" opowiadał z kolei o swoich zmaganiach ze schizofrenią i zaburzeniami osobowości, a do listy problemów dołączyły również te z prawem. W 2008 roku został aresztowany za posiadanie marihuany, a kilkanaście lat później brat piosenkarza, Nick, wystąpił o nałożenie na niego zakazu zbliżania się do niego i jego rodziny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aarona pożegnali przyjaciele z show biznesu, w tym Hilary Duff, która była jego nastoletnią miłością. Para spotykała się w 2000 roku, mając 13 lat. Media informowały, że zakochani umawiali się przez trzy lata, kilkukrotnie w tym czasie zrywając ze sobą i ponownie się schodząc. Hilary pożegnała byłego chłopaka wzruszającym wpisem na Instagramie.
Jest mi naprawdę przykro, że życie było dla ciebie tak trudne i musiałeś zmagać się z nim na oczach całego świata. Miałeś czarujący urok. Chłopcze, moje nastoletnie ja bardzo cię kochało. Wysyłam dużo miłości twojej rodzinie w tym trudnym czasie. Spoczywaj w pokoju - pisała Hilary.
Cartera pożegnała również narzeczona muzyka, która we wzruszających słowach przyznała, że wraz z bliskimi "wciąż starają się zaakceptować rzeczywistość". Podziękowała również wszystkim za myśli i modlitwy kierowane pod ich adresem.