Krzysztof Hołowczyc został uznany winnym nieprzepisowej, bardzo szybkiej jazdy. Policja tuż po zdarzeniu stwierdziła, że musiała rozpędzić radiowóz do ponad 200 km/h, żeby zatrzymać jego auto. Od początku odpierał zarzuty i oskarżał policjantów o nadużycie. Jego zdaniem chcieli ukarać go za prędkość, jaką osiągnął ich wideorejestrator, a nie jego pojazd.
Dla Hołowczyca, który zarabia duże pieniądze na zachęcaniu w mediach do bezpiecznej jazdy, taki wyrok jest oczywiście bardzo niewygodny. Dlatego broni się, przekonując, że nie jechał wcale tak szybko. Wspomina też, że policjant nazwał go "gnojkiem":
Mogło to było 100-105km/h. 204 km/h musiał wygenerować samochód, który jechał za mną. To nie jest radar, tylko urządzenie szczytujące prędkość z kół auta. Pan policjant, co widać na filmie, bardzo dużo przeklinał, używał słów na k. i nazwał mnie nawet gnojem, ewidentnie miał wielką ochotę przywalić Hołowczycowi. Nie odważyłbym się starym oplem, jak policjant, jechać 200km/h. Policjant wyprzedzał na ciągłej linii, samochody z naprzeciwka musiały używać pasa awaryjnego, poniósł ogromne ryzyko dla wątpliwej jakości filmu.
Tłumaczenia jednak nie pomogły. Hołowczyc został skazany na 4 tysiące złotych grzywny. Musi też zapłacić koszty postępowania sądowego, które wynoszą prawie 3 tysiące.
Według policjantów Hołowczyc przekroczył dopuszczalną prędkość ponad dwukrotnie - aż o 114 km/h. Według sądu, który uwzględnił argumenty gwiazdora, musiało być to co najmniej 71 km/h.
Źródło: TVN24/x-news