W poniedziałek na łamach Wirtualnej Polski ukazał się wstrząsający artykuł Dariusza Farona i Szymona Jadczaka, w którym ukazano kulisy "opieki" sióstr prezentek nad dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. Podopieczni DPS-u w Jordanowie mieli być wiązani do łóżek, zamykani w klatce czy bici mopem, a każde przewinienie karane było z ogromną surowością.
"Wychowali cię w stajni", "twoja matka jest prostytutką", "jak będziesz niedobra, dostaniesz wpi*rdol" – tak zakonnice i niektórzy świeccy opiekunowie mieli się zwracać do podopiecznych z niepełnosprawnością intelektualną - wskazują dziennikarze.
Choć wynik dziennikarskiego śledztwa Farona i Jadczaka jest szokujący, to o podobnych praktykach w prowadzonym przez siostry zakonne DPS-ie mówiło się już od lat. O złym traktowaniu donosili m.in. byli podopieczni placówki, a sprawę za każdym razem nagłaśniały media. Niestety okazuje się, że osoby winne cierpieniu dziesiątek dzieci najwyraźniej nie zdobyły się nawet na minimalną autorefleksję.
Jedną z osób, które osobiście doświadczyły skali okrucieństwa ze strony zakonnic w DPS-ie w Jordanowie, była także Kora. Olga Jackowska za życia wielokrotnie wspominała o krytycznym stosunku do Kościoła. Było to efektem obrzydliwych zachowań ze strony duchownych oraz przemocy zakonnic we wspomnianej placówce, do której trafiła jako dziecko.
Kora nie ukrywała, że te doświadczenia pozostawiły w niej ślad na całe życie. W 2010 roku ukazała się nawet piosenka zatytułowana "Zabawa w chowanego", w której zawarła ból i cierpienie, z którymi musiała się mierzyć latami.
Można milczeć długo można długo
Na dno pamięci upychać obrazy
Zastanawiać, kto był temu winny
I pytać ojcze po trzykroć przedziwny
Muszę się cofnąć wehikułem czasu
Do cichych uliczek pachnących bzami
Cudownych ogrodów i zamożnych domów
Oplecionych winem i winogronami - brzmi fragment utworu.
Na odważne wyznanie zdobyła się także w wywiadzie dla "Wprostu".
W domu dziecka spędziłam pięć lat i tak naprawdę to właśnie tam dostałam pierwszą lekcję uległości wobec nienormalnych zachowań księży. (...) Zakonnice o wszystkim wiedziały, wszystko działo się na ich oczach. Były strażniczkami tego cichego szaleństwa, tej sparaliżowanej zgrozy. Dopóki Kościół nie zda sobie sprawy z tego, jaką robi krzywdę, i nie przyzna się do wyrządzonego zła, nic się nie zmieni - mówiła.
O krzywdzie, której doświadczyła w Jordanowie, otwarcie pisała też w autobiografii "Kora, Kora. A planety szaleją".
Zakonnice były dla nas w patologiczny sposób okrutne. Biły, wykręcały uszy, kazały - jak w bajce - klęczeć na grochu, znęcały się psychicznie. Miałam tak powykręcane, naderwane uszy, że dosłownie zwisały mi z głowy - wspominała.
Choć wysiłki jej i innych podopiecznych w próbach zwrócenia uwagi na okrutne praktyki zakonnic w DPS-ie w Jordanowie nadały sprawie medialnego wydźwięku, to jak widać problem pozostał. W rozmowie z Wirtualną Polską Beata Biały, autorka książki "Słońca bez końca. Biografia Kory", nie kryje zaskoczenia.
Jestem szalenie zdumiona, że to ciągle trwa i daje się na to przyzwolenie. Kora była w tym ośrodku 60 lat temu i głośno mówiła o tym, co ją tam spotkało. Przerażające jest to, że zakonnice już dawno się tam zmieniły, a sposób wychowywania dzieci i opiekowania się nimi, pozostał. Kora trafiła do Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie, kiedy jej mama zachorowała na gruźlicę. Miała wtedy cztery latka. I tak, jak sama napisała w swojej autobiografii, przeżyła tam pięć, naprawdę strasznych lat - mówi.
Przy okazji Biały zdradziła nieco więcej na temat tego, jak wyglądał pobyt Kory we wspomnianym DPS-ie. Jej słowa szokują.
Była tam wówczas z siostrą, Hanną, z którą nie mogła się nawet widywać. Działał tam bowiem taki system, że rodzeństwo nie ma prawa się do siebie zbliżać. Gdy raz udało im się siebie zobaczyć, na jakimś korytarzu, zostały za to ukarane. Była numerem osiem, jak w obozie koncentracyjnym. Nikt nie zwracał się do niej po imieniu. Takie dziecko traci tożsamość, wiarę we własne możliwości i przekonanie, że świat jest dobry. Kiedy któreś z dzieci zmoczyło się w nocy, co Korze jako małemu dziecku również się zdarzało, było jeszcze gorzej. Takie dziecko musiało uprać prześcieradło i suszyć je, trzymając ręce w górze, aż wyschnie. Zdarzało się, że dzieci było też wielokrotnie bite różańcem. Dla Kory, która już jako pięciolatka potrafiła czytać, najdotkliwszą karą było to, że zakonnice zabraniały jej korzystać z biblioteki. Wiedziały, jakie to dla niej ważne. Kiedy przyłapały ją raz na czytaniu książki nocą, dostała zakaz zbliżania się do tego miejsca - zdradza.
Na szczęście od czasu publikacji dziennikarskiego śledztwa Farona i Jadczaka zareagowała już prokuratura, która w poniedziałek odsunęła dwie zakonnice od opieki nad dziećmi w placówce. Jedna z nich odpowie za znęcanie się nad podopiecznymi, ale zarzuty mogą wkrótce zostać rozszerzone. Druga z kolei próbowała wymusić wycofanie oskarżeń na matce, która zgłosiła na policję pobicie córki w DPS-ie.
Bronisława szantażem miała ją zmusić do napisania pisma, w którym matka wycofała oskarżenia pod adresem sióstr dotyczące pobicia jej córki. Zdesperowana kobieta wykonała polecenie siostry Bronisławy, ale następnie opowiedziała o wszystkim śledczym - informuje WP.