Decyzja księcia Harry'ego i Meghan Markle o uniezależnieniu się od rodziny królewskiej była dla królowej Elżbiety niczym kubeł zimnej wody. Po ogłoszeniu sensacyjnej wiadomości monarchini zmuszona była zwołać specjalne posiedzenie, na którym z doradcami i rodziną omawiała przyszłość swojego wnuka i jego ukochanej. Ostatecznie 93-latka wystosowała oświadczenie, w którym zapewniła, iż wspiera Sussexów w ich postanowieniu, zaznaczając zarazem, że nie będą oni więcej czerpali funduszy z publicznych środków.
Tak zwany "Megxit" wywołał wśród Brytyjczyków falę oburzenia. Pojawiły się głosy, że Amerykanka zmanipulowała Windsora do podjęcia tak radykalnego kroku, a jej były "przyjaciel", Piers Morgan pokusił się nawet o stwierdzenie, że Markle jest "samolubną, bezwzględną karierowiczką, która spędziła życie, wykorzystując i rzucając ludzi".
Okazuje się, że nie wszyscy potępiają książęcą parę za odcięcie się od royalsów i przeprowadzkę do Kanady. W rozmowie z Radio Andy Hugh Grant poruszył temat sensacyjnej sprawy, wyjawiając, że kompletnie nie dziwi go decyzja księcia Sussex.
"Muszę powiedzieć, że raczej jestem po stronie Harry'ego" - stwierdził. "Tabloidy przyczyniły się do zamordowania jego matki, a teraz rozdzierają jego żonę na strzępy".
Choć Hugh sam jest ojcem trójki dzieci z trzech różnych związków, które się rozpadły, brytyjski aktor stwierdził, że dbanie o rodzinne więzi powinno być dla każdego mężczyzny priorytetem.
"Myślę, że rolą mężczyzny jest ochrona jego rodziny, dlatego jestem za nim" - podsumował.