W atmosferze totalnego szoku, okrzyków zdziwienia i łez niedowierzania okazało się, że pary, który budują swój kapitał w sieci na kreowaniu się na idealny związek pełen miłości i "couple goals", również się rozstają. I to zaledwie kilka tygodni po tym, jak zupełnie szczerze i nie w pogoni za lajkami raczyli swoich odbiorców złotymi myślami pokroju "Moje ulubione miejsce na ziemi? To obok ciebie". Pierwsza para polskiego internetu, Sylwia i Akop Szostakowie, wydali oficjalne oświadczenie, w którym poinformowali o rozstaniu "po latach starań i wspólnych oraz indywidualnych terapii", zapewniając jednocześnie o "wzajemnym szacunku". Jest coś zabawnego w tym, że ludzie wystawiający całe swoje życie na talerzu, oczywiście wtedy, gdy świeci słońce, nagle w obliczu mniej radosnych wydarzeń decydują się na lakoniczne notki brzmiące jak te wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Gdzie dziesięć tik toków na ten temat, łzy, krzyki, walenie głową w ścianę?! Szczerze wzrusza fragment oświadczenia o kontynuowaniu relacji na polu zawodowym, bo "łączy nas wspólny biznes". Akurat co do tego chyba nikt nigdy nie miał wątpliwości.
Wszystkie te zakochane influencerskie pary są problematyczne na tylu poziomach, że czasami nie wiadomo od czego zacząć. Wyreżyserowane "spontaniczne" wideo z gestami miłości, kwiatkami, śmiesznymi żartami ubarwiającymi codzienność, wrzucanymi niby od niechcenia komentarzami o ogniu w sypialni i niekończące się proklamacje o łączącym ich uczuciu, nie mają za wiele wspólnego z ludzką potrzebą pochwalenia się szczęściem. Bo nim nie trzeba się chwalić - jest zauważalne bez pokazywania go palcem i podnoszeniem wirtualnej tabliczki "teraz oklaski". Niemożliwie perfekcyjne i szczęśliwe związki w internecie to przede wszystkim biznes i reklama produktu, który nie jest w zasięgu ręki zwykłych śmiertelników. Niby lubimy oglądać romantyczne historie, ale czy one wywołują u nas pozytywne emocje czy raczej piętrzą niezadowolenie z tego, że nie mamy w domu księcia, co wita nas w drzwiach z różą w zębach? I te wszystkie sfrustrowane swoją rzeczywistością kobiety, zostawiające pod wpisami Akopa i Sylwii komentarze pt. "Wasza relacja jest dla wielu marzeniem", są robione w balona, bo za chwilę się okazuje, że jednak były lata terapii, walki o związek, kłótni i konfliktów i ostatecznie rozstanie. Dziwnym trafem, wydarzenia do tej nie transmitowane na TikToku!
Tyle właśnie warci są samozwańczy guru i te parki publikujące myśli tak głębokie, jak przemyślenia gimnazjalistki na długiej przerwie w szkole. "Miłość nie polega na błaganiu o uwagę. Jeśli ktoś ma cię gdzieś, to przestań się łudzić. To nie jest miłość" - mogliśmy przeczytać jeszcze 7 marca pod wspólnym zdjęciem Akopa i Sylwii. Sam Nostradamus by się nie powstydził takiej przepowiedni.
O medialnym rozstaniu wiele by mogła powiedzieć Shakira i cóż, z tego prawa korzysta od dłuższego czasu. Piosenkarka chętnie wbija szpile Gerardowi Pique w wywiadach, a jej nowa płyta to muzyczny środkowy palec w jego kierunku. Naturalnym i mocno oczekiwanym kolejnym rozdziałem tego typu opowieści jest oczywiście nowy obiekt westchnień - to prawdziwa gratka dla mediów i internautów, którzy mogą zgadywać, z kim tym razem zwiąże się gwiazda. A potencjalnym kandydatem może zostać każdy, kto tylko pojawi się w jej najbliższym towarzystwie. Shakira została ostatnio sfotografowana z gwiazdorem "Emily w Paryżu", Lucienem Laviscountem, gdy oboje opuszczali jedną z nowojorskich restauracji. Przystojniak wystąpił również w klipie do ostatniego singla gwiazdy "Punteria", więc przepis na wyświechtaną nieco historyjkę "poznali się w pracy i zaiskrzyło" gotowy.
Serialowy "Alfi" od dłuższego czasu sprawiał wrażenie głodnego sławy, więc znajomość z kolumbijską pięknością może okazać się dla niego złotym biletem. Takie transakcje w show-biznesie szanujemy - obie strony dostaną to, czego aktualnie potrzebują. Lucien awansuje o kilka szczebli na medialnej drabinie, Shakira udowodni, że jest magnesem na dużo młodszych lowelasów, a jako para dostaną jeszcze więcej atencji. W piłce nożnej to się chyba nazywa hattrick.
Przestrzelić natomiast nie chciał Maciej Musiał i to w dużo bardziej ryzykownej grze. Celebryci odpowiadający na pytanie "Ile pieniędzy trzeba, żeby godnie żyć?" stąpają po kruchym lodzie, a ci, którym wyobraźnia podpowiedziała, że rzucenie kwotą kilkudziesięciu tysięcy to dobra decyzja, musieli zmierzyć się z absolutnym rozjechaniem przez internautów, przyzwyczajonych do mniej lub bardziej "godnego życia" za zaledwie ułamek tych sum. Maciek, jak na prawdziwego dyplomatę przystało, początkowo zasłaniał się sprytnym "trzeba sobie to wszystko policzyć", ale ostatecznie przychylił się do opinii swojej partnerki z "Tańca z gwiazdami", która wskazała mało polaryzującą kwotę 10 tysięcy złotych. Tyle, również zdaniem aktora, wystarczy, aby pozwolić sobie na życie w Warszawie i to nie byle jakie, bo opiewające nawet w rozrywki i wyjścia na miasto. Wypada mieć nadzieję, że jeśli kiedyś przyjdzie nam spotkać Maćka na mieście, to on stawia.
I tak, proszę państwa, wychodzi się z takich potyczek bez szwanku.