Kłopoty wizerunkowe Ilony Felicjańskiej zaczęły się dekadę temu, gdy pod wpływem alkoholu prowadziła samochód. Modelka podczas nieodpowiedzialnej przejażdżki staranowała trzy auta i próbowała uciec z miejsca zdarzenia, za co została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i straciła prawo jazdy. Skompromitowana celebrytka postanowiła wówczas zmienić swoje życie: zapisała się na odwyk, napisała książkę, a nawet planowała założyć własną klinikę leczenia uzależnień.
Choć przez chwilę Ilona uchodziła za ambasadorkę trzeźwości, u boku Paula Montany szybko porzuciła abstynencję i zaczęła pić "odpowiedzialnie".
Po przygodnych minionych świętach Bożego Narodzenia i Sylwestrze, które celebrytka wraz z ukochanym spędziła w areszcie na Key West, zarzekała się, że nie potrzebuje terapii. Jednakże wszystko wskazuje na to, że zmieniła zdanie. Jak donosi Plejada, kilka dni temu Felicjańska zgłosiła się na odwyk. W związku z trwającą pandemią koronawirusa spędza go w jednym ze stołecznych szpitali psychiatrycznych. Przebywająca w placówce 46-latka postanowiła napisać obszerny list, który ukazał się na Plejadzie.
Patrzę na nieszczęśliwych, smutnych i zagubionych ludzi. Krzyczących z żalu i bezsilności. Patrzę, słucham i płacze. Tylko tyle mogę. Parę słów. Kilka przytuleń. Czy to da im nadzieję? Nie wiem. Wiem, że mi da, bo ja jestem tylko uzależniona od alkoholu, miałam nawrót, szukałam pomocy, a w dobie obecnej kwarantanny mogłam przyjechać tylko tutaj. Nie wahałam się, bo już wiem, jak ważne jest ratować siebie! Nie cały świat - siebie, bo cały świat zaczyna się ode mnie. Czy żałuje? Nie, bo teraz jeszcze bardziej zrozumiałam, jaką jestem szczęściarą. Jak wiele dostałam od Boga? Siły wyższej? Nie ma znaczenia, jak to nazwiemy. Czym jest. A nawet, czy jest. Wiem, że jestem ja. Ja jestem. I Ty też jesteś... kim jesteś? - zaczyna filozoficznie obszerny wywód.
Jak bardzo zagubiliśmy się w tym świecie, pogoni, wyścigu na "szczyt", konsumpcji, nowych urządzeń, telefonów, samochodów i coraz większych domów, w których tak trudno się spotkać... Porozmawiać. A nawet przywitać czy spojrzeć na siebie z miłością. Zapytać, co u Ciebie? Zjeść wspólny posiłek, bo nie ma czasu? Czego nie ma? Czas jest i tylko od Ciebie zależy, co z nim zrobisz. Komu lub czemu go poświęcisz. Mijamy się na ulicach, nie poznając, nie uśmiechając do siebie, nie zamieniając choćby kilku słów, a może one są dla kogoś tak ważne w tym momencie? Zapomnieliśmy o współczuciu, empatii, wsparciu, bezinteresownej pomocy - ubolewa ukochana Paula, by następnie skupić się na temacie miłości:
Brakuje nam miłości. Nie, nie, chwilowych spotkań, pójścia do łóżka, pomieszkania ze sobą przez chwile, a nawet, co gorsza przez lata. I mijania we wspólnym domu. Bez rozmów. Bez emocji. Bo tak wyszło, wygodnie, bo kredyt. Jak bardzo zapomnieliśmy, czym naprawdę jest MIŁOŚĆ. I po co ona jest. Żeby wymagać? Żeby dostać? Żeby oczekiwać? Albo, żeby dawać z siebie więcej i więcej aż staniemy się cieniem własnego siebie? A może miłość to chęć zrozumienia? Wysłuchania? Może miłość to nareszcie potrzeba zrzucenia z siebie całej tej zbroi i masek, jakie ponakładaliśmy na siebie, bo nam się wydawało, że tak należy? Żeby nie odstawać, nie być gorszym, innym? A czy inny to gorszy? Kto nam to wmówił? - dopytuje w licznych pytaniach Ilona.
A gdzie w tym wszystkim my? Nasze prawdziwe twarze? Nasze prawdziwe nadzieje i możliwości na piękne życie. Nasze marzenia i talenty? A może nawet lepsze to ubogie, ale nasze! Bo czym jest prawdziwe bogactwo dla mnie? Moją uczciwością, moją autentycznością, doświadczaniem i popełnianiem błędów, na których uczę się, kim jestem i czego naprawdę chcę. Moim bogactwem jest spojrzeć na siebie w lustrze i uśmiechnąć do siebie, pomyśleć - no tak, znów upadłaś, ale wstałaś i idziesz dalej. Jestem z Ciebie dumna! Bo idziesz swoją własną, jedyną, najlepszą drogą.
Następnie modelka stwierdza, że jest wdzięczna za otrzymywaną krytykę:
Zapłaciłam za to odrzuceniem, hejtem, krytyką. I jestem za nią wdzięczna. Bo to ona dała mi siłę. Ona nauczyła poczucia własnej wartości - kontynuuje.
Idę dalej z podniesioną głową, bo to dopiero połowa mojego życia. A moimi mistrzami są nie tylko profesorowie, filozofowie, psychologowie, terapeuci - są nimi wszyscy ludzie, których spotykam każdego dnia: sprzedawcy w warzywniaku, bezdomni, kierowcy Ubera, a nawet tutaj gdzie teraz jestem, Ci ze schizofrenią i dwubiegunówką, bo każdy, każdy ma swoją mądrość, tylko trzeba nauczyć się słuchać - wyznaje. A jeśli mówimy to zamiast wzniosłych wyuczonych słów, oczekując oklasków, mówmy swoją prawdę. Że czasem tez nie potrafimy, gubimy się. Upadamy. Ale wstajemy, rozglądamy. Że podajemy sobie rękę nawzajem? Tęsknie za takim światem. Bo przecież on jest tuż za rogiem. Ja jestem jego ułamkiem. I Ty też. Bo przecież my wszyscy jesteśmy miłością, tylko kiedy to dostrzeżemy? Jesteśmy pełni mechanizmów obronnych i zapisanych w dzieciństwie programów, które pozwalały nam przetrwać. Ale też zamknęły nasze serce, przed nami samymi. I innymi, żeby już więcej nie bolało... Tak, zapomnieliśmy, że jesteśmy miłością. Ale kiedy wreszcie dobijemy się do własnych serc, one nas poprowadzą! - rozprawia.
Ilona podkreśla, że nie zamierza się poddawać w walce o lepszą wersję samej siebie:
Kiedy wreszcie zdobędziemy się na odwagę, aby pójść za ich głosem? Początki mogą nie być łatwe, ale warto! Warto być sobą. Czy to znaczy, ze już się nie gubię? Nie szukam i nie potykam? O nie, na szczęście nie! Bo życie to droga, najpiękniejsza z dróg jeśli idziesz własną, bez oceny i bez oporu przed tym co spotykasz, dojdziesz do najpiękniejszych miejsc. Ja tam idę.
Myślicie, że Ilonie w końcu uda się na dobre pokonać chorobę alkoholową?