Ilona Łepkowska dała się poznać jako naczelna komentatorka otaczającej nas rzeczywistości. 65-latka ochoczo wypowiada się na temat bieżących wydarzeń społecznych i politycznych, a także bez krępacji mówi, co myśli o osobach z pierwszych stron gazet. Ostatni ze swoich internetowych wpisów poświęciła między innymi wizycie Jarosława Kaczyńskiego na warszawskich Powązkach.
W związku z tym, że Łepkowska przez lata była scenarzystką M jak miłość w swoich wypowiedziach często wraca do serialu. Ostatnio postanowiła ocenić obecną fabułę emitowanego od 2000 roku formatu. Okazuje się, że przede wszystkim boli ją fakt, iż rodzina Mostowiaków zeszła na dalszy plan:
Uważam, że to jest błąd, że w "M jak miłość" nie ma już prawie w ogóle Mostowiaków. Widownia TVP jest widownią starszą wiekowo, trochę bardziej tradycyjną, a mniej nowoczesną i przebojową. A tam teraz są głównie wątki młodych osób. Ci starsi powinni mieć swoje sceny do zagrania, jak np. własne problemy. To przecież można wymyślić i dobrze napisać - ubolewała w rozmowie z Faktem.
Według Ilony, nie powinno się ograniczać scen z nestorką rodu, serialową Barbarą:
Odejście Witka Pyrkosza bardzo osłabiło starszą generację. Trzeba jeszcze wykorzystać potencjał Teresy Lipowskiej. To był błąd, jak ona zniknęła, nawet nie na drugi, ale na czwarty czy piąty plan.
Scenarzystka nie byłaby sobą, gdyby w kontekście M jak miłość nie odniosła się do Małgorzaty Kożuchowskiej, której zafundowała przed laty spektakularną śmierć w kartonach. Łepkowska od lat nie szczędzi kąśliwych uwag, wypowiadając się na temat aktorki.
O odejściu Małgorzaty Kożuchowskiej dowiedziałam się z internetu. Zadzwoniła do mnie później w tym samym dniu. Mówi do mnie: "Ilona, pewnie już wiesz". Odpowiedziałam, że wiem, ale problem w tym, że nie od niej bezpośrednio. To było najbardziej bolesne - wspomina i zapewnia, że już "wybaczyła" Kożuchowskiej:
Sam fakt odejścia mnie nie bolał, bo każdy ma do tego prawo. Ona jako Hanka Mostowiak zagrała już wszystko, poczuła się zaszufladkowana i nie miała motywacji. Chodzi tylko o formę pożegnania. Nie chowam jednak do niej urazy.
Przekonała Was?