20 stycznia 2021 roku Joe Biden został zaprzysiężony na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego zwycięstwa wciąż nie uznał jednak Donald Trump, który twierdzi, że wybory zostały sfałszowane, choć nie ma żadnych dowodów na poparcie tej tezy. Miliarder nie pojawił się na uroczystości, bojkotując wydarzenie. Na inauguracji zjawili się za to m.in. George W. Bush, Laura Bush, Bill Clinton, Hillary Clinton Barack Obama oraz Michelle Obama.
Dezinformacja, którą sieje Trump, doprowadziła przez ostatnie miesiące do głębokiego podziału narodu i zainspirowała tragiczne w skutkach zamieszki na Kapitolu. W obliczu trudnej sytuacji w kraju wszyscy wyczekiwali na to, co podczas inauguracji powie Joe Biden. Obejmujący urząd podkreślił, że będzie prezydentem wszystkich Amerykanów - nawet tych, którzy nie poparli jego kampanii.
Dzisiaj, w ten styczniowy dzień, cała moja dusza skupia się na tym: zbliżać Amerykę, jednoczyć nasz naród. (...) Znowu dowiedzieliśmy się, że demokracja jest cenna. Demokracja jest krucha. A w tej chwili, moi przyjaciele, demokracja zwyciężyła - powiedział w swoim przemówieniu inauguracyjnym.
Swoją przysięgę złożyła też wiceprezydent Kamala Harris.
To była bardzo skromna inauguracja jakiej USA jeszcze nie widziało. Komitet inauguracyjny Bidena - starając się ograniczyć tłumy do minimum - wezwał Amerykanów, aby nie podróżowali do Waszyngtonu. Zamiast wiwatujących tłumów w stolicy kraju można było dostrzec tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej, pilnujących bezpieczeństwa.
Myślicie, że Joe Biden sprosta zadaniu i pogodzi głęboko podzielony naród?