Krzysztof Rutkowski w "Tańcu z Gwiazdami" spodziewanie okazał się tym uczestnikiem, który gwarantuje największe show. Oczywiście nie chodzi tutaj o sam taniec, a szum, jaki generuje dookoła własnej osoby. Przez tydzień od pierwszego odcinka kłócił się z Iwoną Pavlović, bo ta dała mu zaledwie 1 punkt, więc Rutkowski dopisał sobie, że to na pewno zemsta za zajmowanie się sprawą Wojtka z Zanzibaru.
Widzowie czekali więc na drugi odcinek programu i to, czy Rutkowski potrafi tańczyć choć trochę. Krzysztof już w wizytówce indyczył się, że padł ofiarą zachowania z kategorii "wziąć kija, karabin maszynowy i rozwalić, bo zatańczyło się nie po myśli". Na parkiecie zaprezentował tango.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oczywiście, jak możecie się domyślać, i ten "taniec" był chodzony. Sylwia Madeńska robiła, co mogła: wiła się dookoła detektywa bez licencji, prężyła nogi i odstawiała różne akrobacje. Krzysztof był zadowolony.
Bardzo pokochałem taniec, bo jestem tutaj. Gdyby mnie tutaj nie było, podałbym się do dymisji - ocenił sam siebie.
Jurorzy byli jednak w mniejszym zachwycie. Andrzej Grabowski pokusił się o osobliwe porównanie uczesanego na kwadratowo gwiazdora z jednym z jurorów: Malitowski nigdy nie zostanie detektywem, podobnie jak ty nigdy nie zostaniesz tancerzem - stwierdził i docenił pewien postęp u Rutkowskiego.
Oczywiście największe zainteresowanie budził komentarz Iwony Pavlović. O dziwo Czarna Mamba podeszła do sprawy konkretnie i bez nawiązań do awantury sprzed tygodnia. Doceniła nawet, że Rutkowski pokazał jakieś kroki i poradziła mu "się bawić"...
Już jesteś w programie, więc po prostu baw się. Dzisiaj na zachętę będzie więcej punktów, bo było więcej kroków tanga, chociaż może nie w muzyce... - oceniła i dała Krzysztofowi... całe dwa punkty. Łącznie posiadacz sześciennej fryzury dostał 15 punktów.
Myślicie, że trochę przestraszyła się gróźb Krzyśka?