Izabela Kuna popularność i sympatię widzów zyskała dzięki rolom w komediach romantycznych. Wierne grono fanów aktorki docenia również jej nieudawany sposób bycia oraz aktualnie rzadko spotykaną naturalność w mediach społecznościowych.
Jak się okazuje, samoocena aktorki nie zawsze była tak wysoka. W dzieciństwie Kuna nie mogła liczyć na duże wsparcie ze strony rodziców, co wpłynęło na jej pewność siebie i rosnące kompleksy. W rozmowie z Żurnalistą wyznała, że jako młoda dziewczyna nie spełniała oczekiwań swojej mamy:
Ja się bardzo dobrze uczyłam, a miałam kompleks takiej dziewczyny, która nie jest wystarczająco ładna, to że się dobrze uczę to nic nie znaczy, bo nie ma takiego przełożenia. Moja mama zwykła mówić, że nie zasługuję na te piątki, które mam, że co bym nie zrobiła, to zawsze było za mało.
Być może z jednej strony moja mama chciała mnie zmotywować, ale umniejszała moją wartość. Ciągle miałam z tyłu głowy, że niewystarczająco dobrze się uczę, że niewystarczająco dobrze wyglądam - szczerze przyznała.
Kontynuując rozmowę, aktorka zdradziła, że dopiero po wielu latach przestała krytycznie się postrzegać i polubiła w sobie wszystko, jednak mimo to czuje się niepocieszona, ponieważ mężczyźni nie zwracają na nią takiej uwagi, jak kiedyś:
Nie, no czasami zdarzają mi się jakieś miłe rozmowy z mężczyznami, widać, że się podobam, ale na pewno rzadziej niż kiedyś. Nie mogę tego zrozumieć, jest mi przykro. Jest mi w ku*wę przykro - żaliła się.
Część wywiadu aktorka poświęciła również na wyjawienie szczegółów dotyczących jej pracy w Norwegii. Wiele lat temu wspólnie z byłym mężem odwiedzali skandynawski kraj, który znacznie różnił się od Polski:
Całe wakacje tam spędzałam i malowałam ludziom domy. Zaczęłam od sprzątania, potem awansowałam, malowałam domy i kładłam "glass fiber". Wata szklana, którą się kładło jak tapetę na ścianę i się malowało. Tam pierwszy raz jadłam oliwki nadziewane papryką, które wyrzuciłam Norweżce, ponieważ myślałam, że zalęgły się tam robaki. Zobaczyłam inny świat. To, że inni mówili po angielsku, było dla mnie dużym szokiem - opowiadała i otwarcie oznajmiła, że po latach fizycznej pracy zbrzydło jej sprzątanie:
Myśmy pojechali tam z moim ówczesnym mężem. Tam trafiliśmy do domów, do których jeździliśmy co roku. Robiłam tam imprezy. Zarobiłam tam bardzo dobre pieniądze. Ciężko pracowałam, dlatego już nie sprzątam - powiedziała. Ja mogę tylko sprzątać za kasę. Marek tak, ale jak nie chcę i jak muszę sprzątać, to musi mi zapłacić. Jak go przycisnę, to mi zapłaci - wyjawiła.
Cenicie taką szczerość?