O Izabelli St. James usłyszeliśmy w Polsce dzięki programowi TVN-u Żony Hollywood. Za nami pierwszy sezon, a stacja zaplanowała już kolejny, podgrzewa więc wciąż atmosferę wokół byłego "króliczka Playboya", prostytutki promowanej na "kobietę sukcesu".
Izabella wyjaśniała już, że bycie utrzymanką to normalna ścieżka kariery, a pieniądze za seks ze starcem to po prostu "kieszonkowe". Telewizja chce chyba, żeby młode dziewczyny uwierzyły, że to prawda.
Tym razem Izabella wyjaśnia, po co napisała książkę o życiu prostytutki Hefnera. To była taka terapia dla mnie. Chciałam zrozumieć swój własny proces myślenia i swoją własną decyzję. Jak się wyprowadziłam z Playboy Mansion, to zaczęłam myśleć: Co ja zrobiłam, dlaczego się tam wprowadziłam? Byłam normalną, dobrą, dziewczyną. Jestem osobą wierzącą, mam kochających rodziców, którzy są wspaniali. Byłam wykształcona. Chciałam podjąć swoją własną decyzję - tłumaczy.
St. James opisała w książce m.in, że Hefner nacierał się "olejkiem dla dzieci", a opłacona kochanka "zaspakajała go oralnie, aż osiągnął pełną erekcję". Wyznała, że za "bycie dziewczyną" Hefa dostawała tysiąc dolarów kieszonkowego na tydzień. Zapewnia, że była na to gotowa, bo... skończyła 26 lat i "miała zawdód".
Opisałam szczegóły, które może nie są takie pozytywne, ale chciałam być uczciwa. Chciałam trochę ostrzec młode dziewczyny. Zależało mi na tym, żeby powiedzieć, że ja tego nie zrobiłam jak miałam 18 lat, jak Kendra Wilkinson. Ona miała 18 lat. To jest prawie dziecko. Ja miałam 26 lat, byłam po studiach, miałam zawód. Wydaje mi się, że byłam gotowa na coś takiego - zapewnia St. James.
Źródło: Agencja TVN/x-news