Właśnie mijają dwa tygodnie od śmierci Mateusza Murańskiego. Ciało zawodnika MMA zostało znalezione w jego mieszkaniu przez funkcjonariuszy wezwanych na miejsce przez zaniepokojonego członka rodziny. Teraz okazuje się, że makabrycznego odkrycia dokonał ojciec 29-latka, Jacek Murański, o czym odważył się właśnie opowiedzieć w rozmowie z serwisem Salon24.pl.
Ojciec Mateusza Murańskiego wspomina tragiczny dzień, w którym odkrył śmierć syna
W obszernym wywiadzie Murański precyzyjnie wyjaśnił, jak wyglądały ostatnie godziny przed odejściem swojego syna. Mężczyzna spotkał się z gwiazdorem FAME MMA w przeddzień jego śmierci. Aktor był sam w domu, gdyż jego partnerka udała się do Bydgoszczy w odwiedziny do swojego ojca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mateusz do mnie zadzwonił i chciał się spotkać - wspomina. Chciał, żebym do niego przyjechał, mówił, że to są rzeczy, które trzeba omówić twarzą w twarz, że to nie na telefon, że chce ze mną porozmawiać jak z ojcem i przyjacielem. Zawsze jak chciał coś bardzo osobistego przegadać nie robiliśmy tego przez telefon. To było we wtorek 7 lutego, dzień przed jego śmiercią. Mówię ok, "Będę u ciebie około 21". Przegadaliśmy tam u niego ponad trzy godziny. Mówiliśmy między innymi o bardzo bieżących sprawach, jak na przykład jego potwierdzony już powrót do produkcji serialu "Lombard. Życie pod zastaw", z którego bardzo się cieszył.
Rozmowa miała dotyczyć powrotu do oktagonu planowanego na marzec, a także planowanej podróży do Los Angeles w związku z ceremonią rozdania Oscarów (aktor pojawił się w nominowanym do statuetki obrazie "IO"). Okazuje się, że 29-latek chciał się spotkać z ojcem twarzą w twarz, żeby porozmawiać o przyszłości jego związku.
Mateusz chciał, żebym do niego przyjechał, bo chciał też porozmawiać o sprawach prywatnych, nawet intymnych - mówił. Zaczęli z narzeczoną myśleć o dziecku. Pytał mnie co o tym sądzę, czy nie za wcześnie, jak ja będę się czuł jako dziadek, a Aśka (bo tak mówił o swojej mamie) jako babcia. Pytał jak na mnie wpłynęło to, że zostałem ojcem. Powiedziałem mu, że nie ma nic lepszego dla faceta, jak zostać ojcem. Że to jest fantastyczne, że to źródło siły, motywacji do życia i do rozwoju.
Jacek zobaczył też projekt obrączki, którą zamierzał w niedługim czasie oświadczyć się partnerce. Wspomniał też ostatnie słowa, które usłyszał od syna.
Wyszedłem od niego z mieszkania przed północą - mówił Jacek. Zadzwoniłem jeszcze do niego, bo następnego dnia umówiliśmy się na trening. Mówię: "Słuchaj, będę u ciebie o ósmej", a Mati: "Nie, tata, daj pospać, ja zadzwonię do ciebie jak wstanę i się ogarnę". Mam w telefonie informacje, że ta krótka rozmowa odbyła się o 23.54, 7 lutego. Wiem, że po moim wyjściu napisał jeszcze do narzeczonej: "Wszystko w porządku, misiu kocham cię".
Jacek Murański rozprawia się z krążącymi w sieci plotkami o przyczynie śmierci Mateusza
Kilka godzin później życie Murańskiego zmieniło się na zawsze. Kiedy syn po raz kolejny nie odbierał połączenia, mężczyzna wszedł do mieszkania, spodziewając się, że Mateusz zaspał na trening.
Wchodzę do domu i widzę, że Mateusz leży w łóżku i śpi. Pomyślałem, że to bardzo dobrze, bo Mateusz miał od wielu lat ogromne kłopoty ze snem. Cierpiał na bezdech senny i bezsenność, był prowadzony przez lekarza, zastanawiał się nawet nad operacją. Budził się z powodu bezdechu nawet kilkanaście razy w nocy. Przechodzę koło łóżka, bo chciałem podnieść żaluzje i coś mnie zaniepokoiło w jego twarzy. Kiedy sprawdziłem, że nie oddycha, zacząłem go natychmiast reanimować i dzwonić na pogotowie. Pogotowie przyjechało bardzo szybko, po jakichś pięciu minutach już byli. Podłączyli go do specjalistycznego sprzętu i próbowali ratować, ale było za późno. Potem patomorfolog stwierdził, że Mateusz zmarł kilka godzin wcześniej, około trzeciej w nocy.
Informacja o śmierci Murańskiego momentalnie obiegła internat, a wszystko za sprawą wymiany smsów jednej z ratowniczek, która utrzymywała, że znany bokser miał umrzeć po oxycodonie (silnym opioidowym leku przeciwbólowym). Jacek stanowczo zdementował te rewelacje, przekonując, że jego syn był "czysty".
Nie stwierdzono tego lekarstwa w mieszkaniu, ani opakowań po nim - zapewnił. To bzdura. Nie wiem, skąd ta ratowniczka to wzięła. Jestem pewien. Patomorfolog powiedział mi, że przyczyną zgonu Mateusza mogło być gwałtowne zatrzymanie akcji serca prawdopodobnie z powodu uduszenia w połączeniu z ekstremalnym nocnym bezdechem, na który od wielu lat chorował, ale lekarka nie rozwinęła tego, szczegółowe wyniki sekcji zwłok będą za około pół roku. Wiemy, że w jego żołądku nie znaleziono żadnych lekarstw. W domu nie było żadnego oxycodonu. Boli mnie, że pamięć po Mateuszu jest hańbiona podawaniem kłamliwych informacji.