Nie jest tajemnicą, że wielu artystów w polskim przemyśle rozrywkowym (i nie tylko) boryka się z uzależnieniem od używek. Życie na świeczniku i dobrowolne poddanie się surowej opinii publicznej często kończy się potrzebą "odreagowania", która sprzyja popadaniu w szpony nałogu. O ile jeszcze kilka lat temu nadużywanie alkoholu i narkotyków wśród artystów było tematem tabu, dziś coraz więcej prominentów decyduje się na publiczną "spowiedź z grzechów".
Na taki krok zdecydował się popularny aktor Jacek Poniedziałek, który 15 lat temu dokonał głośnego coming outu, tym samym ryzykując ostracyzmem w branży.
W szczerym wywiadzie udzielonym Super Expressowi 54-latek wyznał, że przez większość kariery żył "na krawędzi", co niemal wpędziło go do grobu.
Zacząłem pisać dziennik i ta książka to takie moje wyznanie - wyznał w rozmowie z Patrycją Wanat. Po latach szaleństwa wytrzeźwiałem. Jestem niepijącym alkoholikiem. To niesamowite, że znalazłem się w innym mentalnie miejscu niż byłem. Opisywanie swoich losów, oczywiście upraszczam, ale uratowało mi życie.
Poniedziałek przyznał, że w jego przypadku piciu i ćpaniu sprzyjał "dynamiczny" tryb życia.
Piłem coraz więcej, co w naszym środowisku jest dosyć częste - wyjawił. Nie mówię tego, aby się usprawiedliwiać. Chcę po prostu wyjaśnić ten mechanizm. To jest głód, który pojawia się po spektaklach. Które są długie, wymagające, które potrafią cię przeorać. Po tym oczekuje się pewnego rodzaju nagrody. Kończyło się to piciem i nie ukrywam, że też ćpaniem.
Po wielu latach uzależnienia Jackowi ostatecznie udało się odbić się od dna.
Uświadomiłem sobie, że po tym jest i kac, i zmęczenie. Tego było tak dużo, że zmotywowało mnie to do tego, aby z tym skończyć. Choć to niewłaściwe słowo, bo to się nigdy nie kończy. Bardziej, żeby się zatrzymać w drodze ku przepaści - zakończył.
Zaskoczeni?