Pandemia koronawirusa i obostrzenia z nią związane uderzyły w wiele branż. Z problemami finansowymi mierzą się nie tylko przedsiębiorcy, ale również i artyści, którzy za sprawą między innymi odwołanych koncertów czy spektakli utracili podstawowe źródło dochodu. Rząd powoli łagodzi obostrzenia, jednak nadal nie wiadomo, kiedy dokładnie do pracy w teatrach będą mogli powrócić aktorzy.
Nie brakuje artystów, którzy otwarcie przyznają się do problemów finansowych spowodowanych pandemią. Wśród nich znalazł się także Jacek Poniedziałek.
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. To taki zbiorowy koszmar senny. Wszystko jest tak niewiarygodne, że wciąż tego nie ogarniam… Robię różne rzeczy, poddaję się rygorom, chociaż może nie wszystkim; ale generalnie mam poczucie, że nie ma mnie tu i teraz. Od dwóch miesięcy nie gramy i jeszcze długo nie będziemy. Tamto życie wydaje się teraz czymś odległym, bezpowrotnym, a o tym co będzie nie wiemy prawie nic. Nie mogę się odnaleźć ani z tym wszystkim pogodzić - wyznaje w rozmowie z Onetem 54-letni aktor.
Co więcej, Poniedziałek twierdzi, że to zawsze artyści "dostają najmocniej po tyłku" i nie ukrywa, że martwi się o to, jak będzie wyglądała przyszłość polskich teatrów po pandemii, dodając przy tym również, że pomoc państwa w takich sprawach jest "groteskowa".
Najbliższa przyszłość teatrów jest niejasna. Czy będziemy mogli grać tak często, czy widzowie przyjdą do teatru, ile miejsc będą mogli zająć, ile będzie kosztował bilet? Teatry publiczne utrzymują się z dotacji i nie żyją wyłącznie z biletów, ale bez tych wpływów ich budżety się załamią. Jesteśmy branżą, którą najszybciej się zamyka, a najpóźniej otwiera. Zawsze, czy to pandemia czy żałoba to my dostajemy najmocniej po tyłku. Pomoc państwa dla artystów jest groteskowa - zdradza Onetowi.
54-latek ujawnił też, że otrzymał od państwa pomoc finansową w wysokości 5 tysięcy złotych, ponieważ prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. Pieniądze otrzymał pod warunkiem, że nie zamknie działalności w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Poniedziałek nie ma jednak pewności, czy wspomniane 5 tysięcy pozwoli mu się utrzymać, przez co zaczął już rozważać znalezienie sobie nowej pracy. Z pomocą przyszedł nawet jego przyjaciel, który zaproponował mu, by wspólnie z nim sprzedawał lody.
Mój znajomy proponuje mi, żebym z nim sprzedawał lody. Mógłbym też malować mieszkania, jak za czasów krakowskiej PWST, ale chyba zmieniły się technologie, więc nie wiem, czy bym się odnalazł w tej niszy.
Choć Jacek Poniedziałek przyznaje, że znalazł się w trudnej sytuacji finansowej, to jednak zdaje też sobie sprawę z faktu, że w kraju "są artyści, którzy przymierają głodem", a to mu jeszcze nie grozi.
To, co MKiDN proponuje w programach pomocowych, jest żałosne. Zapomoga wynosi 1800 złotych. Do tej pory nieźle zarabiałem i żyłem na bardzo przyzwoitym poziomie, dlatego choć moje zarobki spadły teraz o ponad 90 proc., nie mam tupetu, żeby składać takie wnioski. Zresztą w niczym by mi nie pomogły. Pojedyncza rata kredytu mieszkaniowego znacznie przekracza tę sumę. Poza tym są artyści, którzy naprawdę przymierają głodem, a to jeszcze na razie mi nie grozi - podsumowuje.
Doceniacie tę szczerość?