W 2019 roku Jacek Rozenek doznał rozległego udaru mózgu, w konsekwencji czego początkowo stracił mowę i poruszał się na wózku inwalidzkim. W związku z problemami zdrowotnymi zmuszony był na jakiś czas zawiesić karierę i przez dwa lata walczył o powrót do zdrowia, co udało się dzięki intensywnej rehabilitacji.
Jacek wrócił do pracy i wciąż możemy oglądać go na teatralnych scenach i planach filmowych. Choć od przykrego zdarzenia minęło zaledwie kilka lat, były mąż Małgorzaty Rozenek nie boi się wracać do przeszłości i chętnie dzieli się doświadczeniami związanymi z chorobą.
Właśnie ukazała się zresztą książka "Padnij, powstań. Życie po udarze", w której aktor opisał swoją historię. Jak twierdzi, nie jest to jedynie emocjonalny obraz jego przejść, lecz także merytoryczny "przegląd" choroby, jaką jest udar.
W niedzielę aktor pojawił się w letniej edycji "Dzień Dobry TVN" i wspomniał o tym traumatycznym, zarówno dla niego, jak i jego rodziny, wydarzeniu. Jacek zapewnił jednak, że choroba za bardzo go nie zmieniła.
Cały czas się zastanawiam, jaki był sens zachorowania w moim przypadku. Myślałem, że takie skrajne doświadczenia powodują wielkie zmiany. Niewielkie zmiany zaszły we mnie. Naprawdę - zapewnił.
Przyznał, że największym problemem było to, że w tamtym momencie był zdany tylko na siebie. Na pomoc czekał za długo, a jak wiadomo, w takich wypadkach to właśnie interwencja drugiej osoby jest kluczowa.
Miałem strasznego pecha, że byłem sam. 4,5 godziny spędziłem na parkingu, co było przekroczeniem okna terapeutycznego. Potem przewieziono mnie do szpitala, gdzie nie podejmowano specjalnie żadnych działań medycznych, poinformowano moją rodzinę, żeby przyjechała się ze mną pożegnać. Gdybym trafił dobrze, szybko zawieźliby mnie do szpitala, to prawdopodobnie w ogóle nie miałbym problemu i nie odczuwał efektów udaru. Niestety stan mojego zdrowia był taki, że po 1,5 miesiąca na OIOM-ie mogłem się zając rehabilitacją wyłącznie na moje prośby i błagania - powiedział.
Choć Jacek Rozenek mógł liczyć na wsparcie swojej rodziny, w tym byłej żony Małgorzaty, ostatecznie musiał sam zmierzyć się z wieloma ciężkimi momentami. Teraz chce wspierać ludzi w podobnej sytuacji.
Większość lekarzy stawiała diagnozę, że nie będę chodził, poruszał ręką, nic z tego nie będzie. Właśnie o tym jest ta książka: jak podjąć walkę, w momencie, w którym nie masz żadnej motywacji. (...) Straciłem wszystko, co nie jest dla mnie żadnym kłopotem w tej chwili. To było straszne i trudno o tym mówić w telewizji. To było jak wejście w ciemną dolinę. W tej dolinie nie widzisz nic. Nie wiesz, jaka jest długa, szeroka, głęboka. Próbujesz dotknąć ściany i nie możesz tego zrobić. Wobec tego myślisz, że zostaniesz tam do końca życia - wspomina.
Teraz, gdy wrócił do pełni sprawności, postanowił podjąć się nowego wyzwania - w jego domu pojawił się "współlokator" - Bunio, pies rasy cane corso.
Wziąłem go i po dwóch tygodniach miałem dosyć tego psa i samego siebie - zażartował Rozenek.