Jeśli zebrać do kupy wszystkie najgorsze stereotypy o piłkarzach mówiące o tym, że nie są za mądrzy, notorycznie zdradzają, w efekcie posiadając pokaźną gromadkę nieślubnych dzieci, a wielkie pieniądze trwonią na nowobogackie zachcianki, to przed oczami powinna ukazać nam się twarz Jakuba Rzeźniczaka. Jako piłkarz nie ma może na koncie spektakularnych sukcesów, ale obrońcą na boisku zawsze był solidnym. Niestety, obrona swojego dobrego imienia to jedna z tych umiejętności, które w jego przypadku nie emigrowały poza murawę. Tabloidy i media plotkarskie zainteresowały się nim za sprawą związku z Edytą Zając, którą udało mu się w 2016 nawet zaprowadzić przed ołtarz i ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Szybko jednak okazało się, że takiego hattricka w swojej karierze Jakub z pewnością nie zaliczy. A że zaliczać wszystko inne potrafi, przekonaliśmy się wkrótce aż zanadto.
Kolejne związki Rzeźniczaka, narodziny dzieci, liczne zdrady i romanse dostarczały mediom pożywki od dłuższego czasu, a sam zainteresowany nawet przez chwilę nie pomyślał, że upublicznianie swojego życia nie jest może najlepszym pomysłem. Wystawiając je na pokaz, ilekroć zbłądzisz, tyle razy będziesz musiał się tłumaczyć. Niestety, dla samego piłkarza, wprawionego przecież w dochodzeniu, dojście do tego akurat wniosku okazało się niemożliwe. Mogliśmy więc oglądać bez końca tę tragikomiczną historię współczesnego Piotrusia Pana, który pomimo aparycji chłopca dobija powoli do 40-ki. Wbrew tak pokaźnemu stażowi i gorącym zapewnieniom boiskowego amanta, na rychły transfer Rzeźniczaka do drużyny prawdziwych mężczyzn się nie zapowiada.
Granicą, którą publiczność uznała za nieprzekraczalną, okazał się wywiad Jakuba i jego żony Pauliny udzielony "Dzień Dobry TVN". Piłkarz Kotwicy Kołobrzeg zaszokował w nim widzów wyznaniem, że świadomie podjął decyzję o zerwaniu kontaktu z córką z jednego z poprzednich związków, bo "po prostu nie czuł żadnej więzi". Żyjemy wprawdzie w czasach, gdy mężczyźni są zachęcani do mówienia o swoich emocjach i uczuciach, ale taka publiczna deklaracja to najzwyklejsze okrucieństwo i koncertowy popis braku jakiejkolwiek empatii. Reakcję internautów ciężko nazwać falą hejtu - to jest coś pomiędzy niedowierzaniem a złością, że można iść do telewizji i bez cienia żenady powiedzieć coś tak potwornego, co potencjalnie usłyszy kiedyś jego dziecko. Medialny samobój nawet nie wyczerpuje tego, co tam zobaczyliśmy.
Jak to zwykle bywa wśród ludzi bez cienia autorefleksji, Jakub i Paulina szybko postawili się w roli ofiar i tych "oszukanych" przez telewizję, która miała wyemitować miły i świątecznie radosny wywiad dwojga zakochanych, czekających z niecierpliwością na narodziny pociechy i o te niewygodne sprawy nie pytać. Ale jeśli jesteś pożal się boże playboyem z marną reputacją, to w jakim świecie żyjesz licząc na laurkę w primetime popularnej śniadaniówki? Czy naprawdę sądzisz, że są tematy inne niż jego zdrady, kochanki i dzieci z poprzednich związków, które mogłyby kogokolwiek zainteresować? Od lajków na Instagramie czyjeś ego poszybowało trochę za wysoko. Zimny prysznic - jeśli Rzeźniczak jest drugoligowym piłkarzem, to celebrytą co najwyżej klasy okręgowej. Witamy w rzeczywistości.
W tym miejscu warto zastanowić się, co dalej? Czy w pogoni za klikami i oglądalnością nadal należy podstawiać mikrofon każdemu, kto zechce się do niego wypowiedzieć, umywając ręce od konsekwencji? To reguluje przecież nie tylko telewizja i portale plotkarskie, ale i czytelnicy czy obserwatorzy na Instagramie, którzy chcą to oglądać, czytać i komentować. Jedno jest pewne - świąteczny wywiad Rzeźniczaka to już nawet nie kolejna żółta, ale w końcu czerwona kartka. Kuba, czas zejść z boiska. W milczeniu.