Zaledwie kilka dni temu miała miejsce premiera ekranizacji powieści Blanki Lipińskiej 365 dni. Książkowa wersja polskiego odpowiednika 50 twarzy Greya podbiła serca rodzimych czytelniczek, a większość z nich z pewnością nie przegapi również szansy na podziwianie przystojnego gangstera Massimo na sali kinowej. Nie dziwi więc, że Lipińska już zapowiedziała realizację kolejnej części łóżkowych perypetii Włocha i jego ukochanej Laury. Miejmy nadzieję, że tym razem długość dzieła spełni oczekiwania fanek.
Film jeszcze na długo przed swoim pierwszym pokazem wzbudzał ogromne emocje w mediach. Niemalże każdy szczegół produkcji, a zwłaszcza dobór obsady, był szeroko komentowany przez zatwardziałe wielbicielki twórczości Lipińskiej oraz rodzime tabloidy. Szerokim echem odbił się również niesławny już wywiad odtwórczyni głównej roli, Anny Marii Siekluckiej z Romanem Praszyńskim, który ostatecznie doprowadził do zwolnienia dziennikarza.
Jako że 365 dni można zobaczyć już na ekranach kin, w sieci zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje produkcji. Niestety, według niektórych z nich, filmowi w reżyserii Barbary Białowąs daleko jest ponoć do hollywoodzkich hitów. W gronie widzów rozczarowanych seansem znalazł się również Jakub Żulczyk, autor m.in. powieści Ślepnąc od świateł.
Pisarz na premierę ekranizacji powieści Lipińskiej wybrał się w towarzystwie swojej partnerki. Tuż po zakończeniu pokazu postanowił podzielić się wrażeniami na Instagramie.
To my, na premierze filmu, o którym lepiej zapomnieć. Dlatego nawet nie mówimy jakiego. Podpowiem: Pornhub lepszy i za darmo. Ale mamy fajne zdjęcie z łazienki - napisał na swoim profilu Żulczyk.
W sobotę pisarz zamieścił za to wpis na Facebooku, w którym dodał, że jego zdaniem film 365 dni jest szkodliwy społecznie i nie ma w zasadzie nic wspólnego z rewolucją seksualną.
"365 dni" to nie tylko złe kino (co akurat jest wybaczalne, złego kina jest pełno i nikt od niego umarł), ale kino szkodliwe. To nienawistna fantazja o gwałcie, w której bohaterka, porwana przez Sinobrodego w postaci włoskiego mafioza, jest szarpana, bita, obmacywana i de facto gwałcona do momentu, gdy uznaje, że właściwie jej się to podoba. W filmie nie ma żadnego dystansu, oddalenia, metafory tej sytuacji. Nikt nikogo nie przeprowadza na "drugą stronę zakazanej przyjemności", jak w głupim, ale sympatycznym „Greyu". Z rewolucją seksualną ma to tyle wspólnego, co Zenek Martyniuk z Warszawską Jesienią - stwierdził w swoim najnowszym wpisie Żulczyk.
Zgadzacie się z jego opinią?
Zobacz również: Premiera "365 dni": Blanka Lipińska niczym Marilyn Monroe, roześmiana Anna Maria Sieklucka i zgrabne nogi Nataszy Urbańskiej (ZDJĘCIA)