Jakub Żulczyk jest znany ze swoich bezkompromisowych wystąpień w mediach społecznościowych. Pisarz często i chętnie zabiera głos w tematach, którymi żyje cała Polska. Nie boi się przy tym ostrych słów i zdecydowanych osądów. Teraz za jedną ze swoich wypowiedzi pisarzowi grozi proces sądowy.
Serwis "wpolityce" podał dziś, że prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciw Żulczykowi, który jakiś czas temu w dosadnych słowach napisał o głowie państwa. Chodziło o wydarzenia, które miały miejsce po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w USA. Andrzej Duda pogratulował wtedy Joe Bidenowi "udanej kampanii prezydenckiej", a nie zwycięstwa w wyborach.
Żulczyk napisał wtedy:
"Prezydenta-elekta w USA »obwieszczają« agencje prasowe, nie ma żadnego federalnego, centralnego ciała ani urzędu, w którego gestii leży owo obwieszczenie. Wszystko, co następuje od dzisiaj - doliczenie reszty głosów, głosowania elektorskie - to czysta formalność. Joe Biden jest 46. prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem." Za te właśnie słowa pisarz będzie odpowiadał przed sądem.
Według doniesień serwisu serwisu śledztwo zostało zainicjowane zawiadomieniem osoby prywatnej.
Przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, jak również złożył wyjaśnienia. Podejrzany wskazał, że wypowiedź ta stanowiła krytyczną ocenę działań prezydenta. W ocenie prokuratury użyte przez podejrzanego określenie jest obraźliwe - powiedziała dziennikarzom wpolityce.pl rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Aleksandra Skrzyniarz.
Śledczy oskarżają Jakuba Ż. o przestępstwo z art. 135 par. 2 kodeksu karnego, mówiącego o publicznym znieważeniu prezydenta. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności.
Żulczyk do oskarżeń pod swoim adresem odniósł się w poście na Facebooku.
Dwie śmieszne sprawy. Pierwsza - dowiedziałem się właśnie, że Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście Północ skierowała do Sądu Okręgowego Warszawa akt oskarżenia przeciwko mnie z artykułu 135 kodeksu karnego, czyli znieważenia głowy Państwa. Co ciekawe, ja i reprezentujący mnie w tej sprawie mecenas Krzysztof Nowiński nie dowiedzieliśmy się o tym oficjalnie i na piśmie, tylko z zaprzyjaźnionego z władzą portalu "wPolityce". Tak to działa nad Wisłą - pisze.
Nie zamierzam zachowywać się jak warszawska prokuratura i ustosunkowywać się teraz do tego, czy zarzuty są słuszne, czy nie. To sprawa między mną a moim adwokatem. O tym, czy przyznaję się do winy, czy nie, dowie się najpierw sąd, a dopiero potem media, i te zwykłe, i te społecznościowe - dodaje Żulczyk.
Druga śmieszna sprawa - jestem, podejrzewam, pierwszym od bardzo dawna pisarzem w tym kraju, który stanie przed sądem za to, co napisał. Resztę związanych z tą sytuacją śmiesznostek mogą Państwo sobie dopisać i dopowiedzieć. Trochę ich jest. Będzie dobrze. Miłego wieczoru. ***** *** - kończy swój post Jakub Żulczyk.