James Franco od trzech lat jest w Hollywood persona non grata. Niegdyś poważany gwiazdor odszedł w medialny i zawodowy niebyt po tym, jak do mediów zaczęły zgłaszać się kolejne oskarżycielki, które miały paść ofiarą molestowania z jego rąk. I o ile żadnej z nich nie udało się dowieść w sądzie swoich racji (aktor musiał zapłacić ponad 2 miliony dolarów ugody), 43-latek na własnej skórze doświadczył, co to znaczy "cancel culture" (kultura wykluczania).
W pozwie zbiorowym, złożonym w Los Angeles w 2019 roku, zarzucono Franco, że nadużywał swojej pozycji i wykorzystywał możliwości rozdawania ról w swoich filmach. Początkowo aktor zaprzeczył molestowaniu, a jego obrońcy oświadczyli, że studentki wysuwają "fałszywe i podżegające" oskarżenia. Sugerowali, że zbiorowy pozew miał w założeniu przynieść im rozgłos.
Teraz wychodzi na jaw, że gwiazdor jednak sypiał z niektórymi uczennicami. Franco oficjalnie przyznał się do kontaktów seksualnych w audycji "The Jess Cagle Podcast".
Przyznaję, że spałem ze studentkami. To było niewłaściwe - mówił aktor, zapewniając przy tym, że nie po to zakładał własną szkołę aktorską, a wszystkie stosunki seksualne odbywały się za zgodą każdej ze stron.
W opublikowanych fragmentach podcastu James wyjawił też, że jest seksoholikiem. Jednocześnie zapewnił, że od 2016 roku wychodzi z uzależnienia od seksu i "pracuje nad sobą". Zapytany, jak mógł być nieświadomy niestosowności relacji i zależności między nauczycielem a studentką, Franco tłumaczył się: "W tamtym czasie nie myślałem logicznie".
Udane tłumaczenie?
Kuba Wojewódzki ma obsesję na punkcie Pudelka? Dowiecie się w najnowszym Pudelek Podcast!