Gdy w 1994 roku Jan Englert i Barbara Sołtysik podjęli decyzję o rozwodzie, prasa obwiniała aktora o porzucenie kobiety, z którą spędził 33 lata życia, a wraz z nią trójki dzieci. Z perspektywy aktora sytuacja wyglądała natomiast zupełnie inaczej. W rozmowie z Marcinem Prokopem wyemitowanej w niedzielnym odcinku Dzień Dobry TVN, Englert opowiedział o niepisanej umowie, którą zawarł ze swoją pierwszą żoną. Dobro dzieci było dla nich najwyższą wartością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jan Englert opowiada o rozwodzie z Barbarą Sołtysik
Englert przypomina, że w chwili rozwodu jego dzieci, syn Tomasz i bliźniacze córki Katarzyna i Małgorzata, były już dorosłe. O żadnym "porzucaniu żony z dziećmi" nie mogło być więc mowy.
Umówiliśmy się z żoną, że nie rozstaniemy się, dopóki dzieci nie będą dorosłe. I tak się stało. Nie przeszkodziło to wszystkim mediom pisać, że zostawił żonę z trojgiem dzieci. Moje dzieci miały już wtedy dwadzieścia lat, więc nie były dziećmi - przypomniał na antenie Englert.
Aktor wspomniał, że jedna z córek podziękowała mu za to, że przez tyle lat udało mu się trzymać z żoną "wspólny front" ze względu na dobro jej i jej rodzeństwa.
Przepis Jana Englerta na szczęśliwy związek
Z perspektywy ponad 20-letniego małżeństwa ze swoją byłą studentką, Beatą Ścibakówną, Englert zdradził, co jego zdaniem jest najważniejsze, jeśli próbuje się zbudować szczęśliwy związek. Przy okazji aktor podzielił się dość przykrą refleksją na temat ludzkiego żywota.
Komfort życia daje równowaga, balans między jednym i drugim. Jak się znajdzie równowagę w tym i uda się ją utrzymać, to i małżeństwa są szczęśliwe. Myślę, że gdybyśmy znaleźli równowagę w naszym życiu społecznym, byśmy byli szczęśliwsi. Jeśli ktoś troszkę myśli, to wie, że to jest zamek z piasku. Jeden podmuch wiatru i tego nie ma. Życie to jest szulerstwo, bardzo rzadko uczciwa gra - powiedział Prokopowi Jan Englert.
Przypomnijmy: Helena Englert gorzko podsumowuje swoją "edukację aktorską" w USA! Wytrzymała niespełna dwa lata...