W ostatnich tygodniach oczy całego świata zwrócone były w kierunku Kingi Rusin. Choć ikoniczna już relacja dziennikarki z przyjęcia u Beyonce zapewniła celebrytce upragniony rozgłos, wygląda na to, że nieustająca uwaga mediów nieco przytłoczyła imprezowiczkę. Świadczy o tym może fakt, że jedna z najważniejszych twarzy TVN-u odpuściła sobie tegoroczną prezentację wiosennej ramówki i uciekła w Aply.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że otwarta przez Rusin puszka Pandory jeszcze długo pozostanie źródłem różnej maści żartów i docinek. 48-latka przekonała się o tym w sobotę, goszcząc na kanapie Dzień Dobry TVN tegorocznego kandydata do Oscara w kategorii "najlepszy film zagraniczny", Jana Komasę. Rozmowa z reżyserem zaczęła się od pytania podekscytowanej prowadzącej, czy filmowiec "zdążył się już otrząsnąć po powrocie z Hollywood".
Jeszcze nie - odparł nieco zmieszany.
Żywo zainteresowany Piotra Kraśko chciał wiedzieć, czy zdaniem Komasy "oscarowe" doświadczenie zmieniło jego życie.
Myślę, że to jest po prostu dużo większa impreza, niż nasze Orły i Gdynia, ale ten sam ładunek emocjonalny - ocenił artysta.
No troszeczkę większy jednak... - dociekała rozentuzjazmowana dziennikarka.
Większy, ale nikogo się nie zna, znaczy zna się z ekranu, ale... - próbował odpowiedzieć Komasa.
Poczekaj, jakieś poważne rozmowy z ludźmi, producenci, coś się zaczęło? - przerwał Janowi Kraśko.
Ja miałem te wszystkie poważne rozmowy wcześniej - zaznaczył cierpliwie reżyser, który wykazywał wyraźnie większy dystans do swojej przygody w Hollywood niż para prowadzących. Na Oscarach nikt nie ma czasu, wszyscy się spotykają na chwilkę, "shake hand" i lecą dalej, bo jest dużo imprez na mieście, więc wszyscy chcą się na te imprezy wbić i zrobić sobie selfie - dodał wymownie
Żeby było zabawniej, kamery nie uchwyciły reakcji "reporterki bez granic" po słowach Komasy. Kinga jednak na chwilę zamilkła, a następne pytania zadawał Kraśko.
Myślicie, że Rusin poszło w pięty?