Wysoka kultura osobista i rozważne dobieranie słów nie są raczej przymiotami, których przyszło nam się spodziewać po członkach Konfederacji. Tym razem jednak ich "religijny guru" w osobie Janusza Korwina-Mikke przeszedł chyba sam siebie, choć poprzeczka była i tak zawieszona naprawdę nisko.
Zwolennik teorii, że "kobiety nie mogą być zbyt inteligentne, aby móc wytrzymywać psychicznie w obecności gaworzących dzieci" tym razem postanowił zabrać głos w dyskusji na temat prawa aborcyjnego. Możemy jedynie przypuszczać, że chciał opowiedzieć się po stronie zwolenników absolutnego zakazu aborcji. W efekcie jednak obraził wszystkie możliwe strony debaty, wplątując w to jeszcze Bogu ducha winnych Aborygenów.
Mówiono o wspólnocie między tak odległymi krajami jak Nowa Zelandia, Australia i Polska. Chciałem zwrócić uwagę na jeden drobiazg. Średni iloraz inteligencji Aborygenów australijskich jest mniej więcej równy ilorazowi inteligencji dziecka z zespołem Downa, a nikt w Australii nie myśli o tym, by wyskrobywać Aborygenów - wydeklamował z sejmowej mównicy szalenie dumny Korwin-Mikke.
Ciekawi jesteśmy, jak z tak barwnego porównania cieszyłaby się Kaja Godek - bodajże najpopularniejsza w kraju działaczka pro-life, a prywatnie mama dziecka z zespołem Downa, która jeszcze niedawno startowała u boku Konfederacji do walki o miejsca w Parlamencie Europejskim.
Myślicie, że fani Korwina będą zadowoleni z takiego rodzaju retoryki?