Jarosław Kulczycki widzom w Polsce znany jest przede wszystkim jako prowadzący "Wiadomości" i "Panoramy". W 2016 roku został zwolniony po tym, jak Komisja Etyki TVP uznała, że dziennikarz w rozmowie z Łukaszem Warzechą programie Z dnia na dzień naruszył "zasady etyki dziennikarskiej" oraz zachował się "niestosowne i zbyt emocjonalne".
W późniejszych latach Kulczycki związany był z Superstacją, a obecnie zajmuje się prowadzeniem szkoleń i swojego kanału w serwisie YouTube. Dziennikarz przypomniał o sobie telewidzom, gdy pojawił się we wtorek w programie "Dzień Dobry TVN". Niestety, w przykrych okolicznościach. Kulczycki postanowił otworzyć się w temacie śmierci syna, 19-letniego Filipa, który zmarł wskutek niewydolności krążeniowo-oddechowej pięć lat temu. Sekcja zwłok ujawniła, że chłopak miał problemy z sercem.
W dodatkowych badaniach wyszło, że w mięśniu serca Filipa były struktury, które są charakterystyczne dla przewlekłego stanu zapalnego. Najprawdopodobniej on w sezonie grypowym przeszedł grypę, a my nie wiedzieliśmy, że ten wirus drąży mięsień jego serca i powoli go niszczy. W momencie kiedy Filip położył się na ławeczce, żeby wycisnąć sztangę, to najpierw osłabł, a potem gwałtownie się podniósł i to spowodowało, że jego serce zatrzymało się - opowiedział dziennikarz.
Kulczycki wspomina, że w momencie, kiedy dowiedział się o śmierci syna, przebywał na wakacjach z rodziną.
Jechałem autem, gdy zadzwonił partner mamy Filipa i powiedział, że Filip umarł. A ja powiedziałem: "Co ty mówisz? To niemożliwe". Zadzwoniłem do niego, gdy szykowaliśmy się, żeby wyjść na spacer nad morze i on nie odebrał. Wiem, że wtedy już chyba nie żył - wyznał.
Dziennikarz podzielił się bolesnymi wspomnieniami również po to, by zaapelować do rodaków o dbanie o zdrowie w okresie pandemii.
Wiem, jak bardzo niebezpieczne są tego typu infekcje jak grypa, czy to, co dzieje się teraz i nie należy tego lekceważyć - powiedział.
Kulczycki wyznał też, jak radzi sobie ze stratą pięć lat po śmierci syna.
Może czas nie leczy ran, bo ta rana pozostaje, ale można z nią żyć. Człowiek chodzi do pracy, bierze dzieci na ręce, bawi się z nimi, śmieje się ze znajomymi i można z tym żyć, z tą wielką, czarną dziurą w sercu - wyznał.