Gdy newsy o ponownym zejściu się Bena Afflecka i Jennifer Lopez obiegły cały świat, wielu uważało, że będziemy świadkami prawdziwej hollywoodzkiej bajki. Błądząc przez 20 lat po ostatnim rozstaniu, gwiazdy wreszcie zrozumiały, że pisana im jest miłość aż po grób. Na zaręczyny i ślub nie trzeba też zresztą było długo czekać.
Jennifer Lopez i Ben Affleck wzięli cichy ślub w Las Vegas, ale później już raczej nie zależało im na chronieniu prywatności. Głośny miesiąc miodowy w Europie i spacery wśród hord paparazzi wyglądały raczej tanio. Potem było już tylko zabawniej. Lopez i Affleck urządzili na tyłach swojej posiadłości za 9 milionów dolarów ślub numer dwa i huczne weselicho, a więc i na drugi miesiąc miodowy (również w Europie) przyszła w końcu pora. I tym razem fotoreporterzy nie mieli większych problemów z uwiecznieniem wyraźnie "zmęczonego" Afflecka i nieco zmieszanej J.Lo obściskujących się na chodniku na oczach dziesiątek gapiów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gwiazda dba o to, by cały czas utrzymywać medialne zainteresowanie swoim ślubem. W czwartek Lopez rozesłała do fanów newsletter o swoim życiu. Tym razem tematem przewodnim był oczywiście piękny ślub w stanie Georgia. Historii towarzyszyły wcześniej niewidziane zdjęcia z imprezy - faktycznie godne pozazdroszczenia, prezentujące zjawiskową suknię od Ralpha Laurena i intymne momenty czułości między nowożeńcami.
Lopez opisała nie tylko to, jak ona sama się czuła w trakcie ślubu. Wyręcza też tutaj męża, wyjaśniając, jakie on miał przemyślenia w trakcie kolejnych etapów ceremonii.
Kiedy on zobaczył mnie, jak pojawiam się na szczycie schodów, wszystko nagle stało się dla niego zrozumiałe, jednocześnie będąc niczym senne marzenie, z którego nie chcesz się nigdy wybudzić. Myślałabym pewnie w podobny sposób, gdybym tylko nie skupiała się na utrzymaniu równowagi i niepotykaniu się o suknię, ale zbliżając się do ołtarza i widząc jego twarz, również wszystko zrozumiałam. Stare rany się zasklepiły. Ciężar przeszłości został ściągnięty z naszych ramion. Życie zatoczyło koło.
Mimo motyli w brzuchu gwiazdorska para miała poważne powody do obaw spowodowane pogodą. Przed ślubem dzień w dzień w godzinach wieczornych padało. Niektórzy obawiali się już ponoć nawet burzy z piorunami, a na domiar złego, najważniejsi goście w tym i państwo młodzi, zmagali się z zatruciem pokarmowym. Pewna swego była jedynie Jennifer, która powodzenie ceremonii oddała w ręce Boga.
Przez cały tydzień byłam spokojna. Wiedziałam, że mamy bożą łaskę. O godzinie 18:45 w sobotę 20 sierpnia słońce przebiło się przez chmury, rzucając przypominające diamenty promienie na rzekę znajdującą się niedaleko ołtarza w ogrodzie na tyłach naszego domu.
Na sam koniec tego nieco egzaltowanego newslettera Jen popełnia pewnego rodzaju deklarację.
Niczego nigdy wcześniej nie byłam tak pewna. Wiedziałam, że w końcu się ustatkujemy w sposób, który jako jedyny daje pewność sukcesu. Przeżyliśmy zarówno bolesne straty jak i największą radość. Zahartowały nas setki bitew. Nauczyliśmy się, jak doceniać rzeczy naprawdę ważne i nie pozwolić, aby bzdurne niuanse stanęły na drodze cieszenia się każdą drogocenną chwilą. (...) Tamta noc była niebiańska.
Trochę się Jennifer Lopez odleciało? Zobaczcie najnowsze zdjęcia z jej ślubu z Benem Affleckiem.