Jennifer Lopez jest gwiazdą światowego formatu. Na swoim koncie ma 80 milionów sprzedanych płyt, 15 miliardów odtworzeń w serwisach streamingowych, ponad 40 ról w filmach i 253 miliony obserwatorów na Instagramie. Mimo talentu wokalnego 54-letnia gwiazda nie cieszy się ostatnio dobrą passą. Czyżby związek z Benem Affleckiem szkodził jej karierze? Może chodzi o coś innego?
Zobacz też: Jennifer Lopez PARADUJE w futrze po deszczowym Nowym Jorku. Parasol niosła za nią asystentka (ZDJĘCIA)
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trasa koncertowa Jennifer Lopez jest klapą
W lutym Lopez ogłosiła swoją północnoamerykańską trasę koncertową "This Is Me... Live". Wszystko zaplanowała tak, aby zbiegła się ona z premierą jej najnowszego albumu o tym samym tytule oraz aż dwóch towarzyszących mu filmów - eksperymentalnego "This Is Me…Now: A Love Story", który zebrał mieszane recenzje i dokumentu "The Greatest Love Story Never Told". Dziewiąta płyta w karierze jest dla piosenkarki bardzo ważna. Nie tylko dlatego, że jest ona jej pierwszym krążkiem od dziesięciu lat, ale również sequelem słynnego albumu "This Is Me... Then (2002)". Lopez skupia się w nim m.in. na związku z Benem Affleckiem, z którym związała się ponownie po niemal 20 latach od rozstania.
Wygląda jednak na to, że fanom J. Lo gorące uczucie piosenkarki wcale się nie udzieliło. Album zajął 38. miejsce na prestiżowej liście Billboard 200, stając się drugim spośród dziewięciu jej albumów studyjnych, które zadebiutowały poza pierwszą dziesiątką. W pierwszym tygodniu w serwisie Spotify odtworzono go zaledwie 14 tys. razy, co w przypadku piosenkarki, która była kiedyś na szczycie, jest wyjątkowo kiepskim wynikiem. Dodatkowo bilety na koncerty Jennifer Lopez sprzedają się tak słabo, że organizatorzy zdecydowali się odwołać aż siedem występów w USA: w Cleveland, Nashville, Raleigh, Atlancie, Tampie, Nowym Orleanie i Houston.
Zmiana nazwy trasy koncertowej J. Lo uratuje show?
Teraz, jak podaje "Variety", zdecydowano się na kolejny krok: zmianę nazwy. Od tej pory trasa J.Lo nosi nazwę "This Is Me… Live. The Greatest Hits". Sugeruje to zmianę scenariusza koncertów. Dopisek "największe hity" ma najwyraźniej przyciągnąć fanów.
Zmiana nazwy sugeruje rezygnację z trasy koncertowej skupionej na utworach z nowego albumu na taką, która obejmuje całą jej dyskografię, co może przyciągnąć słuchaczy, którym średnio spodobał się jej najnowszy materiał – zauważa magazyn "Variety".
Do komentarza "Variety" nie odniosła się jeszcze ani Lopez, ani firma Live Nation, organizator trasy. Co ciekawe Lopez wyłożyła 20 mln dol. z własnej kieszeni na sfinansowanie swojej najnowszej płyty i filmu-musicalu "This is me... Now". Z pewnością nie takiego "sukcesu" spodziewała się artystka. Produkcja dotarła do pierwszego miejsca popularności filmów na platformie Amazon Prime, ale tylko dzięki hate-watching'owi, czyli oglądaniu jakiegoś materiału tylko po to, żeby później go wyśmiać.
Do porażki najnowszej trasy koncertowej Jennifer Lopez mógł przyczynić się też dokument "Nieopowiedziana historia wielkiej miłości". Produkcja pokazała nie tylko kulisy powstawania projektu, ale także rozzłościła mieszkańców Bronksu, w którym dorastała Lopez. Wokalistka z uporem maniaczki próbuje udowodnić na ekranie, że kiedyś była "zwykłą dziewczyną" bez kasy, co jak wytykają jej internauci, nie jest zgodne z prawdą.