Choć od kolizji spowodowanej przez Jerzego Stuhra minął już ponad tydzień, sprawa dalej budzi zainteresowanie, głównie za sprawą stanu nietrzeźwości, w którym znajdował się aktor podczas prowadzenia pojazdu. Na drugi dzień po potrąceniu 44-letniego motocyklisty Stuhr wydał oświadczenie za pośrednictwem facebookowego profilu swojego syna, w którym bił się w piersi i deklarował pełną gotowość współpracy ze służbami. Od tamtej pory konsekwentnie milczał. Milczenie przerwał dopiero we wtorek, zgadzając się na rozmowę z Faktem.
Po lekturze najnowszego "wywiadu" udzielonego przez Stuhra trudno nie wyczytać spomiędzy wierszy pewnego zdystansowania się do zaistniałej sytuacji. Na stwierdzenie dziennikarki, że wiele osób nie dowierzało, że jej rozmówca popełnił taki czyn, Stuhr odpowiedział w dość zaskakujący sposób. W ogóle odpowiadał dość lakonicznie...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale niech pani od razu wyroku na mnie nie wydaje! Ja jestem dobrej myśli, bo nikomu nic nie zrobiłem.
Dziennikarka Faktu zapytała więc, czy nadal do niego nie dociera, co tak naprawdę zrobił.
Może, może... - odparł Stuhr.
Aktor przyznał, że być może i wypił "kilka kieliszków wina więcej", przed wyruszeniem na przejażdżkę. Dokąd tak pędził?
Nagle okazało się, że dziennikarz, z którym wydawało mi się, że jestem umówiony następnego dnia, czeka na mnie wtedy i tyle.
Na koniec tej lakonicznej rozmowy Stuhr stwierdza, że całe to odebranie prawa jazdy jakoś niespecjalnie mu przeszkadza. Obecnie aktor głównie siedzi w domu i szykuje się do zagranicznego wyjazdu.
Siedzę w domu i nic nie robię. A za chwilę wyjadę do Włoch na festiwal, gdzie jest pokazywany mój film.
Przypomnijmy: Jarosław Kaczyński śmieje się z pijackiego wypadku Jerzego Stuhra... "Kompleks niższości"
Myślicie, że udzieli kiedyś bardziej obszernego wywiadu?