17 października ubiegłego roku Jerzy Stuhr wsiadł za kółko, mając 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu i zahaczył autem motocyklistę, po czym usiłował uciec z miejsca zdarzenia. W pierwszej instancji zasądzono, by gwiazdora ukarać grzywną w wysokości 200 stawek dziennych. Do tego doszedł zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres trzech lat oraz nakaz wpłacenia 6 tysięcy złotych na fundusz postpenitencjarny. Zgodnie z przewidywaniami aktor odwołał się od wyroku.
Jeszcze w ubiegłym roku aktor bił się w pierś, przekonując, że "bardzo żałuje i przeprasza najgorszej decyzji w swoim życiu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Teraz okazuje się, że aktor zmienił zdanie i wcale nie uważa, że wsiadając do samochodu pod wpływem alkoholu i narażając na szwank zdrowie oraz życie innych, zrobił coś złego. W najnowszym wywiadzie udzielonym Plejadzie 76-latek odniósł się do feralnej nocy, oświadczając, że... właściwie to nie ma sobie nic do zarzucenia.
Czuję się niewinny, skończyło się na kolizji - stwierdził. Tak naprawdę nic nie zrobiłem, więc wewnętrznie jestem kompletnie czysty. Oczywiście denerwują mnie pomówienia i stosunek prokuratury do mojej osoby, która proponowała coraz wyższe kary i chciała mnie zjeść. Pan Ziobro ścigał pół roku. Powiedzieli, że będą to robić do końca, a ja się zastanawiam: po co? To wręcz filmowa sytuacja, ale chciałbym, żeby już się skończyła.
Stuhr ocenił, że w całej sytuacji najtrudniejsze były szykany, na które naraził się swoim pijackim rajdem. Kompletnie, jego zdaniem, niewspółmierne z czynem, którego się dopuścił. Zapowiedział też wydanie książki, w której opisze całe zajście ze swojej perspektywy.
Bolało mnie, że byłem opluwany w gazetach, przedstawiany jako wyklęty, a przecież nikomu nic nie zrobiłem - mówił. Na szczęście przyjaciele stanęli na wysokości zadania. Spotkałem się z dużą życzliwością obcych ludzi, którzy pisali do mnie i wspierali. W Wydawnictwie Literackim z końcem listopada wyjdą moje pamiętniki, w których odniosę się do tego oficjalnie. Tragedia zacznie się w dniu, w którym straciłem prawo jazdy.
Jerzy Stuhr udzielił również wywiadu dla Gazety.pl. W rozmowie z portalem także podkreślał, że wszystko, co związane z wypadkiem, "okazało się błahostką".
Odwołałem się od wyroku. Sędzia uznał, że nie uciekłem z miejsca zdarzenia, a obrażenia tego pana wymagały zwolnienia lekarskiego krótszego niż siedem dni. Widać więc, że wszystko mogło zostać spreparowane, być może jako element nagonki na mnie. (...) Nie chcę już o tym rozmawiać. Tak jak mówiłem, okazało się, że wszystko to była jakaś kompletna błahostka. Nikomu nic poważnego się nie stało.
Aktor dodał też, że najważniejsze to "wziąć za siebie odpowiedzialność"...
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że coś się człowiekowi może nie udać, ale najważniejsze, żeby wziąć na siebie za to odpowiedzialność. Mam tu też na myśli wszystkie te sytuacje związane z uczeniem zawodu aktora. Wie pani, że trzy razy oblewałem na egzaminach wstępnych do szkoły teatralnej Kingę Preis? - mówił, próbując najwyraźniej zmienić temat.