Jessica Simpson przez wiele lat była idealnym przykładem wszechstronnej amerykańskiej celebrytki. Swego czasu próbowała swoich sił jako aktorka, piosenkarka i projektantka mody, a nawet dorobiła się własnego reality show, w którym, ku uciesze widzów, miała problemy nawet z rozpoznaniem jedzenia po etykiecie. Niestety, pozycja Jess w show biznesie zachwiała się przez "nową generację" gwiazd, które szybko zajęły jej miejsce.
Od tego czasu o celebrytce było głośno głównie za sprawą kolejnych ciąż i późniejszej walki z nadprogramowymi kilogramami. Po licznych doniesieniach mediów o tym, że Jessica na zmianę traci i znów przybiera na wadze, udało jej się przejść prawdziwą metamorfozę i stracić 45 kilogramów. Wtedy Simpson szybko wykorzystała szum wokół jej nowej figury do promocji książki, w której ochoczo opowiada o zmaganiach ze swoimi demonami.
W mijających tygodniach z krążących po sieci fragmentów publikacji dowiedzieliśmy się już, że celebrytka miała wyraźną słabość do alkoholu i leków. Teraz na jaw wychodzą kolejne fakty z jej życia, których ujawnienie ma oczywiście na celu podbicie zainteresowania książką. Do nowych fragmentów "dzieła" dotarł portal RadarOnline. Okazuje się, że Jessica ma za sobą dwie operacje plastyczne brzucha, z czego druga mogła się dla niej skończyć nawet śmiercią.
Nie robiłam operacji po to, aby schudnąć. Chciałam się pozbyć rozstępów i nadmiaru skóry po dwóch ciążach. (...) Mój lekarz nie owijał jednak w bawełnę. O ile chirurg zgodził się na zabieg, to on wielokrotnie mi to odradzał. Mówił, że mogę nawet umrzeć - przyznaje celebrytka.
Mimo wyjątkowo ponurego ostrzeżenia Jessica uznała, że płaski brzuch jest dla niej ważniejszy i zdecydowała się na zabieg. Pierwsza z operacji poszła po jej myśli, ale nie była zadowolona z efektu końcowego. Z tego powodu znów trafiła na stół operacyjny, gdzie wykonano dużo bardziej inwazyjny zabieg plastyki brzucha. Tym razem niestety pojawiły się już komplikacje.
Druga operacja była dużo poważniejsza. Wiedziałam, że coś może się stać, ale zaryzykowałam. W końcu zachorowałam na wrzodziejące zapalenie jelita grubego i trafiłam do szpitala. Cały czas wymiotowałam. Na oddziale spędziłam 9 dni i lekarze zupełnie poważnie mówili o tym, że mogę potrzebować transfuzji krwi - wspomina Jess.
Po tych trudnych wydarzeniach "oświecona" celebrytka zapewnia, że znów czuje się dobrze we własnym ciele. Twierdzi, że chirurgia plastyczna nie była rozwiązaniem jej problemów.
Mogę Was zapewnić, że chirurgia plastyczna nie jest lekarstwem na co, co jest w środku. Chodzi o to, jak się czujesz z samym sobą. Nawet po zdjęciu szwów czułam się równie źle. Miałam wciąż dużo do zrobienia w kwestii samoakceptacji - pisze w książce "odmieniona" Jessica.
Myślicie, że sama teraz skorzysta z własnych rad?