W tłumie gwiazd, obecnych na środowej premierze filmu "Barbie", wypatrzeć można było także dawno niewidzianą Joannę Jabłczyńską. Celebrytka, która niegdyś parała się aktorstwem, dziś zajmuje się prawem. W rozmowie z Pudelkiem skomentowała sprawę pozwu Caroline Derpienski przeciwko Katarzynie Nosowskiej i marce Danone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzeba to rozpatrzeć w dwóch aspektach - zaczęła swój wywód. Ja znam tę sprawę. Mnie to bardzo interesuje, bo specjalizuje się w dobrach osobistych. Za każdym razem, kiedy taki pozew wpłynie do sądu, to sąd musi to ocenić z punktu widzenia racjonalnej osoby. Ani żeby nie była ona zbyt wrażliwa, ani żeby nie była zbyt wyluzowana w zakresie dóbr osobistych.
Z jednej strony spojrzałabym na to jako na parodię, bo parodia jest dozwolona. Natomiast dla mnie ciekawy jest jeden mały aspekt. Że to była reklama produktu. (...) Ciekawi mnie, jak sąd podejdzie do tego, że parodia była wykorzystywana do celów komercyjnych. Będę śledzić, jeżeli ten pozew wpłynie, bo podane kwoty były bardzo wysokie, także bardzo wysoka będzie wartość przedmiotu sporu - przyznała celebrytka.
Jabłczyńska nie ukrywa, że od początku śledzi sytuację i czeka na rozwój wydarzeń. 37-latka jest w szoku, ile walcząca o rozgłos skandalistka zażyczyła sobie za domniemane naruszenie dóbr osobistych (przypomnijmy, że Derpienski żąda od firmy Danon 50 milionów złotych odszkodowania).
Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby w zakresie dóbr osobistych, a taki orzeczeń widziałam bardzo dużo, żeby takie zadośćuczynienie było zasądzone - mówiła Joanna. Stanowczo za duże, jak na polskie realia. Przynajmniej w moim mniemaniu. Każdy ocenia jaka kwota stanowiłaby stosowną rekompensatę.
Na pytanie, czy sama przyjęłaby ofertę poprowadzenia tej sprawy, Asia odparła:
Chyba nie. Bo jest to zbyt medialna sprawa. Jestem znana z tego, że jeżeli przychodzą do mnie osoby znane, mogą być pewne, że będzie to załatwione po cichu.
Zobaczcie cały wywiad.