Media społecznościowe są prawdziwą kopalnią złota dla celebrytów. Dzięki współpracom z przeróżnymi firmami influencerzy zarabiają imponujące kwoty, a sponsorowane posty i filmiki zalewają profile znanych osób. Wybitna aktywność celebrytów na tym polu skłoniła nawet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów do przyjrzenia się profilom gwiazdek, które notorycznie unikały informowania o fakcie zarabiania na płatnych treściach albo reklamowały tzw. scam.
Pod lupą UOKiK-u znaleźli się między innymi Marek Kruszel "Kruszwil", Julia Kuczyńska "Maffashion", Marlena Sojka "Marley" i Marcin Dubiel. Teraz o nieetyczne reklamowanie produktów oskarża celebrytów Sylwester Wardęga.
Youtuber przyjrzał się uważnie promocyjnym treściom na profilu Joanny Krupy. Wardęga zauważył, że gwiazda "Top model" w stosunkowo krótkim czasie reklamowała trzy różne produkty do wybielania zębów. Zarzucił też Krupie, że nie oznaczała postów jako sponsorowanego kontentu.
Nie oznaczyłaś na żadnym story, że jest to współpraca, nie powiedziałaś, że jest to współpraca, tylko zaczęłaś coś gadać o kawie i o tym, że lubisz wino. Nikogo to nie obchodzi - uderzył w Krupę Wardęga. Dobra, i teraz jest pytanie – czy szanowna pani influencerka po prostu jest taka, że wszystko poleci, nawet nie sprawdzi produktu, wszystko poleci jak leci, tylko ważne, żeby się hajs zgadzał, czy może faktycznie używa od wielu lat tych produktów, żeby mieć białe zęby?
Następnie Wardęga wypomina Krupie brak lojalności wobec danego produktu.
Spójrzmy - jeszcze niedawno reklamowała konkurencję, w międzyczasie reklamowała jeszcze inny produkt na wybielanie zębów. To ogromny problem, że influencerki nawet nie przetestują czegoś, tylko od razu reklamują. Bo przecież gdyby tamte produkty do wybielania zębów były dobre, to byś ich używała, nie przechodziłabyś od konkurencji do konkurencji. Jeżeli tamte były na tyle dobre, żeby je polecać swoim odbiorcom, to po co zmieniasz na inną firmę, a za miesiąc na jeszcze inną firmę? Chyba że te produkty nie działają, to po ch*j polecasz te produkty? - pyta youtuber.
Wardęga zwraca uwagę, że sprzedawcy gadżetów zarabiają na nich ogromne pieniądze, często niewspółmierne do ich realnej wartości.
Ale wiecie, te firmy mają ogromne przebitki, bo wyprodukowanie tych produktów to nie są ogromne pieniądze, a oni sprzedają to za 200-300 zł, więc potem ich stać, żeby takiej Krupie zapłacić ponad pół miliona. (...) Powiedz teraz Joanna tak szczerze – ty przetestowałaś ten produkt na przykład przez kilka miesięcy, żeby sprawdzić czy on faktycznie działa? Bo wiesz, po jednym razie to nie ma poprawy, to trzeba przez jakiś czas używać podobno? To ty tak zrobiłaś? Ty już wiele lat temu miałaś śnieżnobiały uśmiech. Skoro reklamowałaś jakiś czas temu inny produkt, konkurencyjny i go polecałaś, to dlaczego go zmieniłaś na inny, a potem na jeszcze inny? Albo tamte nie działały, albo ty robisz, k*rwa, jak leci i kto da więcej pieniędzy, tam idziesz. Wydaje się, że ludziom można wcisnąć wszystko, ale wiesz co, łaska pańska na pstrym koniu jeździ, jak nie wiesz, o co chodzi, to sprawdź sobie case Barbary Kurdej-Szatan. Jak ci ludzie przestaną ufać, to reklamodawcy nie będą chcieli współpracować - ostrzega Wardęga.
Skontaktowaliśmy się z menadżerką Joanny Krupy. Justyna Bulińska skomentowała zarzuty Sylwestra Wardęgi w następujących słowach:
Joanna jest rezydentką USA i nie ma obowiązku oznaczania współpracy. Każdy produkt, które reklamuje, zawsze testuje i poleca tylko to, czego sama używa. Odrzucamy wiele współprac i selekcjonujemy kontrakty, chociażby ze względu na to, że wiele marek testuje swoje produkty na zwierzętach.
Przekonała Was?