Od tygodnia na terenie całej Polski trwa fala protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, którego sędziowie uznali tzw. aborcję eugeniczną za niezgodną z konstytucją. W manifestację chętnie angażują się także przedstawiciele polskiego show biznesu.
Ostatnie wydarzenia w Polsce skłoniły także wiele celebrytek do publicznego dzielenia się szczególnie osobistymi historiami. Na szczere wyznania zdecydowała się m.in. Joanna Koroniewska. W środę do tego grona postanowiła także dołączyć Joanna Kurowska.
Aktorka za pośrednictwem mediów społecznościowych podzieliła się wyjątkowo bolesnymi wspomnieniami związanymi z urodzeniem martwego dziecka.
GROZA. To jedyne słowo, jakim mogę określić stan, w którym przyszło mi rodzić martwe dziecko. Jeszcze dzisiaj trudno mi o tym mówić. W piątym miesiącu odeszły mi wody płodowe. Dwa tygodnie leżałam na podtrzymaniu, szprycowana antybiotykami, wciąż modląc się, aby napłynęły. Ale one nie napływały - czytamy we wpisie Kurowskiej.
Szczegóły traumatycznej historii aktorki są szczególnie szokujące.
Niczego mi nie oszczędzono. Młody lekarz, stwierdził żrąc bułkę z szynką, i patrząc beznamiętnie w monitor USG - że dziecko jest martwe i muszę rodzić siłami natury, jeśli chcę następne urodzić zdrowe. Dzisiaj, wyrwałabym mu tę bułę wraz z jęzorem, bo jest we mnie gniew kobiet, co to wyszły na ulice. Jest we mnie wielki gniew. Ale wtedy umierałam po kawałku, tak że nic ze mnie nie zostało - wspominała.
Zobacz również: Weronika Marczuk wspomina poród ciężko chorego dziecka: "Trwał PIĘĆ DNI. To było ponad siły"
Kurowska nie ukrywa, że wspomniane doświadczenia były dla niej wyjątkowo bolesne - zwłaszcza w otoczeniu leżących z nią na jednej sali świeżo upieczonych matek.
Nie oszczędzono mi niczego. Wróciłam na salę, gdzie matki szczebiotały do nowo narodzonych dzieci, a ja przerażona patrzyłam na swoje piersi nabrzmiałe od mleka, które czekały na dziecko, co to pewnie spłynęło gdzieś w prądach rzeki, której nazwy znać nie chcę. Za to znałam płeć dziecka. To była dziewczynka. Nie wiedziałam, co mogę dla NIEJ zrobić. Pobłogosławiłam JĄ cicho i dałam jej imię. Miała na imię KASIA - wyznała.
Jak przyznała Kurowska, nic nie jest bardziej bolesne od utraty dziecka.
(...) Od tego czasu, spotkało mnie wiele. Przeżyłam śmierć męża, mamy, taty, kuzyna, przyjaciela, a trzy miesiące temu pochowałam ukochaną siostrę. Ale NIC, ale to NIC nie jest w stanie równać się z bólem, utratą nadziei, upokorzeniem, stratą, jaką był poród dziecka, o którym wiedziałam, że nie będzie żyło. Tym bardziej nie pojmuję, jak można świadomie skazywać na to inne kobiety - napisała.
Aktorka nie ukrywa, że jej zdaniem nikt nie powinien zmuszać kobiet do tak traumatycznego doświadczenia, jakim jest urodzenie martwego dziecka.
Jak inne kobiety, ubrane na biało, mogą w majestacie prawa, powołując się na wartość miłości do tych nienarodzonych odmawiać prawa miłosierdzia do żyjących, Matek. Panowie w sukienkach, NIE STRASZCIE NAS PIEKŁEM. JA W NIM BYŁAM. Niczego się już dziś nie boję. Niczego. Fanatyków się boję. Tego jednego się może boję (...) - przyznała.
Zobaczcie cały wpis Joanny Kurowskiej.