Joanna Racewicz z pewnością długo jeszcze będzie wspominać wydarzenia z wtorku 24 stycznia. Jakby mało jej było stresu związanego z zaplanowanym na wieczór spotkaniem autorskim w związku z wydaniem książki o jakże nośnym tytule "Sypiając z prezesem", los zgotował jej na dokładkę wypadek samochodowy. Szczęśliwie nikt nie ucierpiał w wyniku kolizji. Fani autorki musieli jednak nieco dłużej poczekać na jej przybycie.
Samochód został lekko uszkodzony. Mężczyzna nie chciał spisać oświadczenia. Została wezwana policja. Okazało się, że chciał wymusić pierwszeństwo - podaje za swoim informatorem portal Pomponik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy Racewicz dotarła w końcu na miejsce, wytłumaczyła, czym spowodowane było jej opóźnienie, choć już wcześniej Beata Tadla informowała zebranych o zaistniałych okolicznościach.
Ja bardzo państwa przepraszam. W najczarniejszym scenariuszu nie przypuszczałam, że to się wydarzy. (...) Aż mi krew odpłynęła, zrobiło mi się słabo, blado - tłumaczyła.
Pech dodatkowo chciał, że tego popołudnia służby bezpieczeństwa miały pełne ręce roboty. Na horyzoncie pojawiła się perspektywa, że Racewicz będzie czekać na przybycie policji bite dwie godziny. Jak sama jednak przyznaje, wykręciła kilka odpowiednich numerów, pociągnęła za właściwe sznurki, w wyniku czego patrol magicznie się przed nią zmaterializował.
Przypomnijmy: Gala Mistrzów Sportu 2023. Joanna Racewicz w czarnej mini i koronkowej pelerynce (FOTO)
Proszę mi wierzyć, uruchomiłam wszystkie znajomości. Przydała mi się praca w newsach i zapraszanie rzeczników prasowych oraz innych bardzo ważnych panów mundurowych. Wytłumaczyłam, o co chodzi. Naprawdę czasem to się przydaje, a to była wyższa konieczność - cytuje za dziennikarką Pomponik.
Czy premierę książki faktycznie uznać można za stan "wyższej konieczności"?