Jak co roku temat katastrofy smoleńskiej ożył na nowo wraz z początkiem kwietnia. O konsekwencjach rozgrzebywania ledwie co zabliźnionych ran już parę tygodni temu przypominała dziennikarka Joanna Racewicz - wdowa po kapitanie Pawle Janeczku. W dniu 12. rocznicy tragedii lotniczej Racewicz ponownie zaapelowała o zachowanie spokoju i uszanowanie pamięci ofiar, choć w ostatnich latach jej apele były konsekwentnie ignorowane.
Rok temu prosiłam: "Zostawcie Tupolewa, oszczędźcie Janosika. Nie przygniatajcie Go kwiatami. Jemu, Im są zbyteczne. To lustro waszych potrzeb". Proszę mnie dobrze zrozumieć - jestem wdzięczna za pamięć, za pochylenie nad każdym nazwiskiem odczytywanym rano 10 kwietnia na Powązkach - pisze na Instagramie dziennikarka.
Racewicz wspomina, jak w wyniku politycznych zagrywek i braku empatii niektórych prominentów, spokój rodzin, które straciły swoich bliskich w katastrofie, jest cyklicznie zaburzany. Wdowa przytoczyła kilka szczególnie nagannych przypadków tego, jak zachowywano się na cmentarzu.
Rok temu nie zostałam wysłuchana i teraz też nie jestem. Dlatego - proszę mi wybaczyć - panie Premierze, panowie Ministrowie i Szefie SOP - Wasze wieńce (imponujące) - położyłam obok kamienia. Niech to jedno jedyne miejsce, jedna jedyna przestrzeń będzie dla nas. Dla symbolu, który dla nas istotny. Właśnie teraz. Przesadzam? Wykazuję się niewdzięcznością? Może. Ale przez dwanaście lat nazbierałam wiele opowieści o deptaniu spokoju przy czarnym granicie. Mogę sypać nimi, jak z rękawa. Ktoś pozował oparty o krzyże, jakby to były misie z Gubałówki. Ktoś inny robił zdjęcia wtedy, gdy dzieci podlewały kwiaty na grobach ojców. Były wycieczki z tubami, jak na meczu. Były przepychanki: "bo przecież ja ostatnio niosłam pochodnię, mam prawo zobaczyć, kto tu leży. A pani to w ogóle jest pewna, że nie pochowała pani tu samego worka ze śmieciami?". Oraz głośne komentarze - kto zdrajca, a kto wybawiciel. Cmentarny Hyde Park - wylicza z żalem Racewicz.
Jednocześnie dziennikarka wyraża wdzięczność za wszystkie ciepłe słowa i gesty, które przez ostatnie 12 lat dodawały jej sił. Jej zdaniem takie drobnostki często mają w sobie więcej szczerości niż okazałe wieńce i głośne pochody.
Dziękuję za wszystkie dobre myśli i każde ciepłe słowo. Dziękuję za milczenie, uścisk dłoni. Za wyszeptane - kiedyś i teraz - "proszę się trzymać". Choć to ulotne - więcej waży, niż potężny stelaż z goździkami zamówiony "z rozdzielnika". Dziękuję.