10 kwietnia miała miejsce 11. już rocznica katastrofy smoleńskiej. Wśród osób, które tego dnia 2010 roku straciły najbliższe osoby, jest Joanna Racewicz. Mąż dziennikarki, Paweł Janeczek, był porucznikiem Biura Ochrony Rządu.
16 kwietnia Paweł Janeczek skończyłby 48 lat. Z okazji urodzin męża Racewicz podzieliła się z internautami swoimi przemyśleniami związanymi z tragedią, jaka spotkała jej rodzinę.
11 lat temu też był piątek. Niecały tydzień wcześniej zatrzymał się świat - wspomina Racewicz. Rano odgłos zamykanych drzwi. Spokojny oddech dziecka w łóżeczku ze szczebelkami. Okruchy na stole, niedopita kawa, koszula z poprzedniego dnia rzucona niedbale. Łagodny poranek, który nie miał ciągu dalszego. „Synku, znajdę tam Tatę, choćbym miała szukać bez końca”. Każda chwila zapisana jak w zwolnionym filmie.
Moskwa. Zdjęcia pokazywane przez śledczych, pełne błota i rozpaczy, zapach paliwa, chłód sal z metalowymi podestami, dziesiątki obrączek, butów, resztki dawnych istnień. Pierwszy moment, który dał ulgę - to były Twoje urodziny. Warszawa. 16 kwietnia. Torwar. Przytłumione światło, szpaler trumien i ta Twoja - z oficerską czapką położoną na wieku. Odurzający zapach świec i szloch, którego nie sposób było uwięzić w gardle. Tłum przyjaciół, znajomych, czasem zupełnie nieznanych ludzi. Ktoś przytulał, ktoś inny przyniósł herbatę w plastikowym kubku - czytamy.
Dalej Racewicz podzieliła się traumą związaną z ekshumacjami zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, przeprowadzanymi na wniosek prokuratury od listopada 2016 roku.
Ciemny garnitur, zawiązane buty, spinki do koszuli. Takiego Cię dopilnowałam. Takiego opisałam w prokuraturze - pisze dziennikarka. Nie uwierzyli. Zafundowali kolejne spotkanie po ośmiu latach i nazwali to koniecznością procesową. Pamiętam wszystko, do skalpela w dłoni pana w białym kombinezonie. Nie umiem wybaczyć ludziom, którzy zmusili do wyjaśniania dziesięcioletniemu dziecku, co znaczy słowo, od którego cierpnie skóra. Nie potrafię zapomnieć jedenastu ukradzionych lat.
Na koniec wdowa po Pawle Janeczku podkreśla, że nie chce dłużej żyć tragedią i jest ona dla niej już zamkniętym rozdziałem.
Ale dziś jestem w innym miejscu. Dziś Twoje zdjęcia pojaśniały, jakby chciały zostać czarno białe. Dziś - czułość i wdzięczność za każdą chwilę. Za Twoje „jestem, nawet gdy mnie nie ma”, za śmiech do łez i burze, po których było słońce. Za Syna Lepszego Niż Marzenie. Także za dzień, w którym zrozumiałam, że tracąc wszystko - znalazłam nową siebie. Wyboista droga i niełatwa lekcja. Próbowałam przejść przez morze na przestrzał - do ziemi obiecanej. Uparcie nie chciało się rozstąpić. Nie żałuję. Bo o niebo lepiej wziąć Życie za rękę i usłyszeć: „Chodź, obejdziemy tę wielką wodę dookoła, nie pójdziemy na cud i łatwiznę”. Dziękuję. Smoleńsk to zamknięty rozdział. Nie będzie ciągu dalszego. Bądźcie szczęśliwi - zakończyła swój wpis.