Joanna Racewicz należy do grona tych gwiazd, które są nad wyraz aktywne w social mediach. Dziennikarka nie stroni od relacjonowania codzienności na Instagramie i dzielenia się refleksjami. Racewicz wyjątkowo często pada też obiektem hejtu ze strony internautów, którzy w niewybredny sposób komentują jej często zmieniający się wygląd.
To właśnie aparycja Racewicz budzi największe kontrowersje, wywołując u internautów niezdrowe emocje. Jedna z obserwatorek jakiś czas temu zasugerowała, że celebrytka poddała się zabiegowi medycyny estetycznej, robiąc sobie tym samym krzywdę. Wdowa po Pawle Janeczku nie przeszła obok komentarza obojętnie i zaprosiła internautkę na kawę. Kobieta nie była jednak zainteresowana spotkaniem.
Byłam ciekawa, czy rękawica zostanie podjęta. Oczywiście nie została. Pani napisała jedynie, że spotyka się z osobami, z którymi ma ochotę, a ja nie należę do tego grona - wspomina teraz Joanna w wywiadzie dla "Wprost".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z Wiktorem Krajewskim Racewicz przyznała, że jest zaniepokojona przybierającym na sile hejtem. Jak sama mówi, ma świadomość tego, że jej 14-letni syn zapewne nieraz musiał słyszeć lub widzieć bolesne komentarze na temat znanej mamy.
Mój syn nigdy mi o tym nie powiedział, ale zakładam, że może spotkać się z naigrywaniem środowiska rówieśniczego na temat tego, jak hejtowana jest jego matka: nabotoksowana, stara, obrzydliwa, najlepiej jakby umarła... - mówi z prezenterka z rozbrajającą szczerością.
Racewicz przytoczyła w rozmowie z "Wprost" jedną ze spraw, którą zdecydowała się zgłosić na policję. Pewien internauta życzył dziennikarce śmierci, nawiązując przy okazji do katastrofy smoleńskiej z 2010 roku, w której zginął mąż dziennikarki, Paweł Janeczek.
Ten pan życzył mi śmierci, nazywając "smoleńską s*ką". Dodał przy tym, że cieszyłby się, gdybym zdechła w męczarniach i że rzyga na mój widok - powiedziała prezenterka.
Gwiazda dodała, że nie zdarzyło się jej ani razu otrzymać przeprosin od autorów nienawistnych treści. Takie osoby najczęściej usuwają konta lub blokują dziennikarkę.
Joanna w wywiadzie dla wspomnianego medium wspomniała również, że już poniekąd uodporniła się na bolesne komentarze followersów, bo najzwyczajniej w świecie nie miała innego wyjścia.
Moja skóra już stwardniała. Już tak nie przeżywam, nie myślę o tym, co właśnie przeczytałam na swój temat. Uderzanie w jedno miejsce sprawia, że uodparnia się ono na uderzenie. Bardzo często, gdy widzę okropne słowa na swoim Instagramie, czuję, że już mnie to aż tak bardzo nie dotyka. Daję radę to dźwigać. Wiem, na czym polega ten mechanizm. Rozumiem frustracje. To pomaga - mówi.