Joanna Racewicz od wielu lat za pośrednictwem Instagrama pozostaje w stałym kontakcie ze swoimi fanami. Dziennikarka nie unika otwartego dialogu, czemu dała wyraz niedawno - zapraszając jedną z internautek na kawę. O przyjacielskim spotkaniu można jednak zapomnieć, bo wcześniej obserwatorka nie omieszkała w złośliwy sposób skomentować wyglądu prezenterki.
W komentarzu pod zdjęciem Racewicz zasugerowała, że Joanna skorzystała z dobrodziejstw medycyny estetycznej i "zrobiła sobie krzywdę". Rozochocona hejterka zapewniła również, że gdyby miała tylko taką możliwość - bez wahania powiedziałaby o swoich przemyśleniach Racewicz prosto w twarz.
Zobacz też: Joanna Racewicz korzysta ze słońca, przechadzając się w odważnej sukience po Trójmieście (ZDJĘCIA)
Piszę, bo chcę. Ona jest osobą publiczną, więc mam prawo wyrazić własną opinię - wojowała w komentarzach obserwatorka.
Wpis ten nie pozostał niezauważony przez dziennikarkę, która postanowiła odnieść się do hejterskiego komentarza. Racewicz nie tylko ujawniła dane dziewczyny, które mogłyby zginąć w gąszczu komentarzy, ale... postanowiła zaprosić ją na kawę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wspaniale! Wreszcie ktoś odważny. Zapraszam na kawę, może być z ciastkiem. Zrobimy relację, jak mi Pani mówi w twarz (nomen omen), "jaką sobie krzywdę zrobiłam", dobrze? W końcu napisała to Pani "publicznie", uznając, że - skoro ja jestem osobą "publiczne" (to literówka, prawda?) - ma do tego prawo. Ja w związku z tym uznaję, że mogę opublikować Pani opinię. Mówię - sprawdzam. Przyjmuje Pani wyzwanie? - napisała w odpowiedzi Racewicz, drążąc jeszcze temat literówki w komentarzu.
Kilka godzin później prezenterka poinformowała jednak, że żadnej kawy nie będzie. Okazało się, że buńczuczna internautka nie ma ochoty na pogawędki z Joanną twarzą w twarz. W odpowiedzi na wyzwanie Racewicz przyznała, że "kawy nie pija i spotyka się tylko z tymi osobami, z którymi ma ochotę":
Pani była uprzejma rzucić w komentarzu uwagę "jaką sobie Racewicz krzywdę z twarzą zrobiła" i zapewnić, że "jak ma okazję mówi prawdę także w oczy". Super - pomyślałam - zaproszę Panią na kawę. Usłyszę wreszcie, jakie ze mnie monstrum. A tu zonk - kawy i prawdy nie będzie - poinformowała Joanna.
Dziennikarka postanowiła zaapelować również do swoich obserwatorów. W obszernej wiadomość dotyczącej walki z hejtem poprosiła, by powstrzymali się oni od nienawistnych komentarzy w sieci - między innymi z uwagi na dobro dzieci, które również mają dostęp do internetu. Prezenterka zaznaczyła, by wszyscy ci, którzy nie mogą odmówić sobie hejterskich wpisów, wysyłali je do niej w wiadomości prywatnej.
Nie był to jednak koniec wywodów Racewicz. Joanna postanowiła opublikować jeszcze jeden post, który w całości poświęciła zagadnieniu hejtu. Już w pierwszych zdaniach podkreśliła, że "nie daje na niego zezwolenia". Przyznała, że nienawistne komentarze w sieci mogą mieć swoje tragiczne konsekwencje w realnej rzeczywistości.
Depresja jest cichą, podstępną chorobą. Śmiertelną chorobą. W Polsce rocznie 5 tysięcy ludzi odbiera sobie życie. Wielu nie udźwignęło ciężaru hejtu i jadu. Oba mają wiele imion. Wiele postaci. Nie, nie jesteście anonimowi. Tutaj na pewno nie będziecie - zakończyła.
W komentarzach nie zabrakło słów wsparcia. Pod postami Joanny uaktywnili się między innymi Tomasz Oświeciński, który dopytywał, czy hejterka "ma w domu lusterko", a także Ewa Minge. Projektantka nawiązała do argumentacji internautki, że Racewicz może zostać wystawiona na krytykę, bo jest osobą publiczną. Minge dodała więc, że "publiczne to są toalety lub biblioteki", więc delikwentka powinna "albo się wypróżnić, albo poczytać".