Syn Joanny Racewicz, Igor Janeczek już niedługo skończy 15 lat. Dziennikarka jak dziś pamięta jednak, jak jej największa radość dopiero co uczyła się chodzić i mówić. W ostatnim wywiadzie dla Jastrząb Post opowiedziała o niezwykle przykrej sytuacji, która spotkała ją i synka, gdy ten miał zaledwie 3 latka.
Racewicz wzięła małego Igora na plac zabaw w centrum handlowym. Dosłownie na moment spuściła go z oka. To wystarczyło, aby chłopiec uciekł z terenu bawialni. Żaden z obecnych na miejscu dorosłych nie zareagował.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mój synek był wtedy bardzo malutki. Miał trzy latka. Byliśmy w centrum handlowym, gdzie jeszcze wtedy była sala zabaw. (…) Ja na sekundkę odeszłam od niego, zostając tam na dole i powiedziałam mu, że będę przy tym stoliku, tylko zrobię sobie kawę. Ale najwyraźniej coś go zaniepokoiło, nie zauważył mnie wtedy, kiedy byłam mu potrzebna no i wyszedł.
W "małpim gaju" miał pracować ochroniarz. Niestety rola mężczyzny sprowadziła się do poinformowania Racewicz, że jej dziecko "wyszło". Na szczęście chłopca udało się odnaleźć.
Zapytałam ochroniarza, który był na miejscu, gdzie jest moje dziecko i w odpowiedzi usłyszałam, że dziecko wyszło. Nie mieściło mi się w głowie, jak to jest możliwe, że dorosły człowiek pozwala wyjść na zewnątrz dziecku ubranemu tylko w koszulkę z krótkim rękawem i skarpeteczki. Znalazłam go - z mojej perspektywy - po bardzo długim czasie
W rozmowie z Jastrząb Post dziennikarka podkreśliła, że szalała wtedy sroga zima. Wszyscy w centrum handlowym mieli na sobie grube kurtki. Oburzyło ją to, że absolutnie nikt nie zainteresował się cienko ubranym 3-latkiem, który wałęsał się bez celu między sklepami.
Przypomnijmy: Premiera książki Joanny Racewicz. Odzianą w czerwień autorkę wspierały Beata Tadla i Ewa Minge (ZDJĘCIA)
Ci ludzie ubrani w kurtki, czapki, szaliki, bo była zima, nie zwrócili uwagi na plączące się po korytarzu, po holu małe dziecko bez opieki. To dla mnie jedna z bardziej traumatycznych sytuacji i opowieść o ludzkiej obojętności.